By 

A Tobie po co dziecko?


Po co Ci dziecko, skoro teraz narzekasz?”, „Po co Ci dziecko, skoro oddałaś je do przedszkola, zamiast samej wychowywać?”, „Po co Ci dziecko, skoro nie chcesz się dla niego poświęcić?” – takie i inne, mniej lub bardziej dosadne treści napotykają zwykłe matki w Internecie, ze strony mam idealnych, które doskonale wiedzą po co im dzieci.

Wiecie, ja to się tak naprawdę nie zastanawiałam „po co mi dziecko”. Tak naprawdę, to na to pierwsze, to ja nawet chyba jeszcze gotowa nie byłam! Chyba uznałam, że już WYPADA. Tyle lat po ślubie, kota już mieliśmy, psa nawet też – dziecko to naturalna kolej rzeczy, czyż nie? Zwierzęta mają ten minus, że ciężko im się podaje tę szklankę wody na starość… W sensie im nam. Bo im ze szklanki trudno by się piło…

Z drugim dzieckiem było łatwiej – zadecydowały hormony i instynkt macierzyński, w którego istnienie przestałam już wierzyć. Mózg zregenerował się po traumatycznych przeżyciach związanych z pierwszym porodem, wręcz się zresetował w tej kwestii do zera i zaczął cisnąć o powtórkę. Jak pocisnął, to ja nie miałam z nim szans. A Szanowny Małżonek ze mną… Latałam z testami ciążowym niemalże codziennie przez miesiąc do toalety, czując olbrzymie rozczarowanie, gdy test okazywał się negatywny. Na widok noworodków miałam wyraz twarzy taki jak moje psy, wlepiające ślepia w miskę z żarciem, z cieknącą śliną, tuż przed jej podaniem… Zaczęłabym chyba niemowlęta wykradać z wózków w sklepie, gdyby nie fakt, że po miesiącu test okazał się POZYTYWNY.

Zatem po co mi dziecko?

Dziecko nie jest dla mnie. Nie po to, żeby podać mi szklankę wody na starość, ani żeby sprzątać chatę jak tylko będzie w stanie udźwignąć mopa. Ani po to, żeby spełniać moje niespełnione ambicje. Dzieci dostajemy na chwilę. I mimo, że byśmy za nie życie oddały, że często poświęcamy karierę, zdrowie i plany, aby one były szczęśliwe – to i tak one od nas odejdą, żyć własnym życiem. I jeśli jesteśmy dobrymi rodzicami, to nas w swoim życiu zatrzymają (wtedy jest szansa, że szklankę wody podadzą same z siebie). A jeśli okażemy się złymi rodzicami, to od nas uciekną (a jak im się nie uda, to tylko znienawidzą i wtedy co najwyżej dostaniemy szklanką, a nie szklankę…).

Zatem nie dziecko jest dla mnie, a ja jestem dla niego, na ten czas zanim dojrzeje do momentu by żyć samodzielnie. I moja w tym głowa, żeby wychować je tak, by podejmowało na tyle mądre decyzje, na ile jest to możliwe. I żeby wiedziało, że jest ktoś, na kogo zawsze może liczyć. Że nawet żyjąc własnym życiem ma zapewnione miejsce w życiu swoich rodziców. Ot tak, po prostu, bez spełniania warunków.

Jednak dobre wychowanie dzieci, kochanie ich, czy wspieranie, nie ma nic wspólnego z równoczesnym straceniem własnego życia! To, że nie poświęcam pracy na rzecz domowego wychowania, nie sprawia, że nie dbam o własne dziecko. „Po co Ci dziecko, skoro dałaś je do przedszkola!” – po to, żeby się uczyło. Bo według mnie to jest dla niego dobre, a ja chcę dla niego dobrze. A przy okazji jest to dobre dla mnie, bo zyskuję czas dla siebie. Bo dzięki temu, jak ono zacznie własne życie, ja nie zostanę bez sensu życia.

Nie oceniam mam, które dziećmi opiekują się w domu tak długo, aż te będą musiały pójść do szkoły. Uważam, że one wiedzą najlepiej co dla ich dzieci jest dobre, w końcu są różne dzieci i różne sytuacje. Jeśli popełniamy błędy, to my za nie odpowiadamy. Więc dlaczego ktoś ma czelność uważać, że moja decyzja jest zła? Wiecie dlaczego?

Bo takie są właśnie Internetowe matki.

Przypieprzą się o wszystko. Dasz dziecko do przedszkola – źle, nie dasz – też niedobrze. Wyślesz na wakacje – źle, nie wyślesz – niedobrze. Narzekasz, z przymrużeniem oka? Jak śmiesz! Przecież chodzi o świętość macierzyństwa!!! Twój cały świat nie kręci się wokół dziecka? Na pewno nie poświęciłaś się wystarczająco, żeby być „dobrą matką”. Musisz wracać do pracy, bo nie stać Cię ma to, żeby zostać w domu – no wiesz, jak nie stać, to trzeba było dzieci nie robić! Ech…

A przecież tylko TY wiesz jak bardzo kochasz swoje dziecko. A jeśli wiesz jeszcze, że dzieci nie są „po coś” tylko „po prostu” – to witaj w świecie mądrych matek. I pamiętaj, że mądre matki nie zniżają się do poziomu głupich, bo są na to za mądre.

Jeśli kiedyś usłyszysz „po co Ci dziecko skro coś tam coś tam”, niech to spłynie po Tobie jak woda po kaczce. Przygotuj sobie odpowiednio ciętą ripostę, coś w stylu „bo małe kolanka najlepiej froterują podłogę” i rób swoje dalej. :)

Please check your feed, the data was entered incorrectly.
Print Friendly, PDF & Email

YOU MIGHT ALSO LIKE

Pożegnanie z blogiem.
December 31, 2018
Mój alfabet macierzyństwa.
December 28, 2018
Jak inhalować dziecko.
December 21, 2018
Na 1 urodziny mojej córki Natalii.
December 08, 2018
Nasze wrażenia z nauki pływania w szkole pływania Frajda. #ŻabekNaBasenie
December 04, 2018
Jak osiągnąć sukces w macierzyństwie.
November 29, 2018
Etapy rozwoju niemowlaka (PŻPS).
November 27, 2018
Moje macierzyńskie „pierwsze razy” (do lat 5), które zapamiętam do końca życia.
November 20, 2018
Do czego tęsknię, ja-matka.
November 15, 2018