Bunt 2latka – preludium!
Kto ostatnio podmienił mi dziecko, ja się pytam! Gdzie jest mój spokojny i grzeczny Żabek i co na jego miejscu robi Żabilla?! Bardziej doświadczone mamy tłumaczą mi, że to co się dzieje, to jeszcze nie jest bunt dwulatka. Ale po takim preludium to ja nie wiem, czy jak nadejdzie ten prawdziwy bunt, to czy go przetrwamy…
Nawet nie wiem kiedy to się stało. Z początku humory Żabka były tłumaczone – wiadomo – zębami. No ale ewidentnie aż takiej zmiany w zachowaniu nie mogę zwalić na te nieszczęsne piątki (które notabene wciąż nam się nie wyrżnęły!)…
Są takie dni, że bunt zaczyna się w momencie, gdy Żabek otworzy rano oczy.
I już słyszę w niani elektronicznej bunt przeciwko dalszemu leżeniu w łóżeczku. Ale jak tylko pojawiam się, żeby go stamtąd wyjąć – to już nie. Nie chce wyjść.
Przewinięcie graniczy z cudem!
Panicz już na tyle sprawny i silny, że bez problemu problemu ucieka w trakcie wykonywania tej niezbędnej czynności, zostawiając po sobie ślad, trudny do wyczyszczenia…
Zakaz nie ma prawa bytu.
Wystarczy użyć sformułowania związanego z wyrazem „NIE”… O losie! Co to się dzieje! Widać, że mój Buntownik sam się zastanawia, czy skuteczniej będzie się położyć na ziemię, czy też użyć krzyku jęcząco-wymagająco-płaczliwego. Ostatecznie postanawia wybrać połączenie tych dwóch opcji. I naprawdę nie ma znaczenia, czy zakazuję mu wkładania ręki do wrzątku, zabawy nożami czy otwierania lodówki. Skutek jest ten sam: podkówka – płacz – ryk – uderzenie – rzucenie przedmiotem.
Obrywa ten, kto jest najbliżej.
Zazwyczaj jest to Matka. Lub któryś z psów. Oczywiście, po uderzeniu następuje kolejny zakaz „nie bij!” – więc konieczne jest kolejne odreagowanie. Wtedy to, co jest pod ręką leci w kierunku podłogi z prędkością światła. Dlatego wszystko co wartościowe, w okresie buntu dwulatka, powinno znajdować się na wysokości co najmniej 1,5 metra.
Jak sobie z tym radzić?
Zasmucę Was. Podobno nie ma lekarstwa. Naszym największym sprzymierzeńcem staje się spokój i cierpliwość. Mądre książki radzą, by dopóki nie dochodzi do rękoczynów, nie reagować. A jak już emocje sięgnęły zenitu i dochodzi do bicia (oczywiście przez dziecko!), to należy naszego małego buntownika „odizolować” – tylko nie w pojedynkę – razem odejść na chwilę, zmienić otoczenie i odwrócić uwagę.
Ale jest coś co możesz zrobić!
Wyżal się! Jeśli macie jakieś rady, czy doświadczenie w tym temacie – to koniecznie się nimi podzielcie! Przynajmniej trochę Wam ulży, jak zobaczycie, że jest na tym świecie tyle sfrustrowanych matek cierpiących z powodu buntu dwulatka. To zdecydowanie nie ułatwia naszej macierzyńskiej przeprawy… Ale pamiętajcie, że w kupie raźnej! I pomyślcie ilu zbuntowanych dwulatków chodzi po tym świecie…