Czego matce nie wypada robić w sieci?
Albo to co się dzieje w sieci przybiera coraz gorsze formy, albo ja ostatnio jestem bardziej spostrzegawcza. Wiele znanych mi blogerek jest na co dzień narażona na krytykę, a w skrajnych przypadkach na hejt. Ja również nie jestem wyjątkiem. A wiecie co wydaje mi się w tym wszystkim najgorsze?
To, że tak często hejtują matki. Już nie raz mówiłam, że „matka matce wilkiem”, ale wciąż mnie to zjawisko zadziwia. Na zdjęciu profilowym szczęśliwa rodzinka, zadbana mama i piękne dzieci, na „wallu” nie raz cytaty z Biblii czy jakiegoś Coelho, a w komentarzach pozostawionych w sieci jad i zgorzknienie. Mi nawet przez klawiaturę (a co dopiero przez gardło) nie przeszłoby życzenie komuś najgorszego. A w szczególności złe życzenia skierowane w stronę dzieci! To naprawdę trzeba być podłym człowiekiem, a jeśli w dodatku ma się własne dzieci i jest się podłą matką to dla mnie już jest dramat. Jakie dzieci wychowają się z takiego przykładu?!
Ten tekst niczego nie zmieni. Hejterki i nierozsądne matki nie zmieniają się po przeczytaniu wpisu na blogu. Ten tekst jest trochę dla mnie, żebym pamiętała – jako matka przebywająca sporą część czasu w sieci – żeby po prostu nie zdurnieć.
Bo matce w sieci nie wypada…
Generalizować i wypowiadać się w więcej niż własnej osobie.
Zamiast pisać:
„Po porodzie naturalnym dochodzi się do siebie w dwie godziny!”
Należałoby napisać:
„JA po porodzie naturalnym doszłam do siebie w dwie godziny”.
Zamiast:
„Nie ma czegoś takiego jak skok rozwojowy!”
Lepiej:
„Uważam, że nie ma czegoś takiego jak skok rozwojowy” lub „Moje dziecko nie doświadczyło skoków rozwojowych”
I chociaż wiem, że sama nie jestem święta i czasami zdarzy mi się napisać „dzieci w wieku 2 lat są okropne” zamiast „moje dziecko w wieku 2 lat było okropne”, to mimo wszystko uważam to za jeden z grzechów głównych sieci. Ale żeby nie generalizować dodam – chociaż to zależy od kontekstu. :)
Hejtować inny sposób wychowywania dzieci.
Hejt w ogóle powinien być karalny, ale matki lubują się w szczególności przyczepić do kwestii wychowawczych. Oczywiście są kwestie, na które trzeba reagować i nie sposób nie skrytykować ostro na przykład stosowanie przemocy wobec dzieci. Ale jeśli przychodzi co do (nie) zakładania czapeczki, czy skarpetek albo spania w jednym łóżku, ustalaniu planu dnia czy menu- to lepiej skupmy się na własnym ogródku.
Publikować nagich i/lub kompromitujących zdjęć naszych dzieci.
Pamiętacie karnego brajanka? O nagości w sieci już pisałam >>TUTAJ<<. Poza nagością możemy nagminnie spotkać „śmieszne” zdjęcia niemowląt z fajkami, butelkami piwa, wódki – no ubaw po pachy proszę Państwa! Takie zdjęcia nie powinny w ogóle zaistnieć, no ale jeśli mamy już takie spaczone poczucie humoru, to nie powinny one opuszczać albumu. Internet nie zapomina! A ja się naprawdę cieszę, że go nie było, kiedy ja byłam niemowlęciem, dzięki czemu wszystkie – kompromitujące moje dzieciństwo – zdjęcia są tam gdzie być powinny – z dala od komputera!
Robić gównoburze o gówniane sprawy.
Świeżaki. Jeden z moich ulubionych tematów tak zwanych „gównoburz”. Chociaż ostatnio coś o nich cicho (wycofali ze sprzedaży, czy co?). Temat rozchodzi się, bądź co bądź, o gównianą maskotkę, a urasta do rangi nie wiadomo czego! Nawet pożartować o tych pluszanych warzywach nie można, bo od razu ktoś zrobi wykład, jak to te pluszowe warzywa zachęcają dzieci do zdrowego odżywiania! Swoją drogą, seriously? Żabek nie da się pluszowym brokułem przekonać do zjedzenia tego prawdziwego. Myślę, że nawet łamanie kołem by go nie przekonało, a co dopiero pluszak! Niemniej jednak, Świeżaki nie powinny być tematem wojen międzymatkowych i awantur o naklejki przy kasie, bo to po prostu głupie.
Wypowiadać się na temat: karmienia i szczepienia…
… jeśli nie potrafi zachować nerwów na wodzy.
Moje dwa ulubione tematy w sieci. Wiecie, jak zwiększają one ruch na stronie? Tylko niestety trafiają wtedy na nią zdecydowanie nieproszone osoby. Największy hejt kręci się wokół tych tematów. I wiecie, że mimo iż ja jestem pewna swoich wyborów, to boję się z nimi wychylać? Bo ja już wiem, jak to się skończy. Znam te przymiotniki, którymi zostanę od razu określona. I mimo, że chcę być na blogu otwarta i szczera, chcę wypowiadać się w trudnych i czasem kontrowersyjnych tematach to normalnie odczuwam stres. Nie dlatego, że ktoś mnie będzie krytykował, albo przedstawi swoje – odmienne – zdanie. Tylko dlatego, że ktoś może mi lub moim najbliższym z tej okazji życzyć na przykład NOP-ów albo śmierci. A to naprawdę miłe nie jest.
Często sobie myślę, że czasy zanim każdy miał dostęp do Internetu, były piękniejsze. Anonimowość dodaje skrzydeł, odwagi, wypuszcza jad. Ale prawda jest taka, że ta anonimowość jest tylko pozorna, bo tak naprawdę nikt nie jest anonimowy w Internecie i „szaleństwa” w sieci mogą wyjść boleśnie bokiem…
Obserwuj nas na Facebooku :)
I na Instagramie :)
Please check your feed, the data was entered incorrectly.- 6 February 2018
- 3 komentarze
- matka, przemyślenia