#TOP7: typów dni do dupy.
Kryzys macierzyństwa może dopaść każdego z nas, ale zdarza się tak, że kryzys ma wymiar jednodniowy i charakteryzuje się tym, że dzień jest do dupy. A oto 7 powodów, które mogą doprowadzić dzień do takiego stanu w macierzyństwie…
TYP 1 – do dupy, bo dziecko.
To są te dni, kiedy potomek nasz: ząbkuje, ma skok rozwojowy, wstał lewą nogą lub jest chory – przez co marudzący. To są te dni, kiedy marzy nam się, żeby ktoś przyszedł i zabrał dziecko na spacer, byle jak najdalej od nas. Kiedy po powrocie tatusia z pracy, wciskamy mu dziecko i biegniemy zamknąć się do łazienki ze stoperami w uszach. A tak strasznie wstyd powiedzieć, że to dziecko nas wkurza, że zwalamy winę na pogodę i ból głowy.
TYP 2 – do dupy, bo partner.
Kryzysy małżeńskie w rodzinach z małymi dziećmi są chlebem powszednim. I nie są niczym strasznym dopóki się nimi zbytnio nie przejmujemy. Bo wystarczy, że partner przekroczy dopuszczalną granicę wymówek związanych z przewijaniem czy karmieniem, a wybuchamy jak wulkan. Lawa zalewa naszą chatę i potrzeba czasu nim ostygnie. Do tego czasu chodzimy i psioczymy na tego naszego partnera, za karę wyszukując mu coraz to nowe i jak najbardziej absurdalne obowiązki, aby mu bokiem wyszło i na przyszłość zapamiętał. A on i tak zapomni.
TYP 3 – do dupy, bo rodzice/teściowie.
Są takie dni, że wystarczy zdanie: „jak Ty je ubrałaś?!” żeby doprowadzić matkę na skraj depresji. Dziadkom na punkcie swoich wnucząt potrafi tak odbić szajba, że zapominają wszystkie, ale to wszystkie zasady, którymi kierowali się jako rodzice. I nagle nie istnieje granica wiekowa, do której dziecko nie spożywa czekolady oraz innych cukrów. Znika ustalona godzina spania. Obiad przyjmuję formę ZAWSZE dwudaniową z OBOWIĄZKOWYM deserem. A jaka z Ciebie matka, skoro dziecko przegrzewasz/ziębisz, głodzisz, strofujesz. W takie dni masz ochotę kochanym rodzicom sprezentować bilet w jedną stronę na Madagaskar z zapowiedzią odwiedzin na święta.
TYP 4 – do dupy, bo praca / brak pracy.
Matki pracujące mogą czuć się przytłoczone tym, że nie dość, że muszą chodzić do pracy (gdzie wkurza szef i w każdej chwili może zadzwonić pani przedszkolanka, która każe natychmiast zabrać gorączkujące dziecko – co wkurzy wkurzającego szefa), ogarniać dom (choćby się waliło i paliło to i tak zrobią ten cholerny obiad) i jeszcze znaleźć trochę czasu dla Potomka, żeby nie zapomniał kim jesteś. I na co dzień nie jest to nic nadzwyczajnego, ale są takie dni, gdy jest to o jeden etat za dużo i zrobiłabyś wszystko, żeby włożyć dresy, związać włosy niedbale w kucyk i cały dzień układać z dzieckiem klocki.
W przeciwieństwie do nich, matki nie pracujące, czują się czasami przytłoczone swoją codziennością, która składa się głównie z gotowania, spacerowania i wychowywania. I czasami, gdy już 7 dzień z rzędu wkłada się (te same) dresy, patrzy się na swoją nie umalowaną twarz i włosy drugiej świeżości, to ma się ochotę wyrzucić przez okno te cholerne klocki, które od tygodnia układacie, wbić się w garsonkę i pędzić do biura, gdzie przez tydzień z uśmiechem na twarzy robiłabyś nadgodziny. Za darmo.
TYP 5 – do dupy, bo pieniądze.
Szczęścia nie dają, ale jakże mogą pomóc. I ile by się ich nie miało, zawsze mogłoby być więcej. Zwłaszcza jak patrzysz na ceny tych najmniejszych i najbardziej niezbędnych rzeczy. Czasami ma się ochotę usiąść w kąciku i płakać. Wahasz się czy wracać do pracy, mieć kasę i nie mieć czasu, czy zostać w domu, nie mieć kasy i mieć czas. Też mi wybór.
TYP 6 – do dupy, bo dupa.
To tak, jak wtedy kiedy masz PMS. Wkurwia (przepraszam za wyrażenie, ale wkurza nie oddałoby klimatu) Cię wszystko i wszyscy na około. Rzucasz pioruny spojrzeniem. Na wszelki wypadek się nie odzywasz, bo jak tylko chcesz coś powiedzieć to słyszysz, że nie mówisz, a warczysz. Wszystko Ci jedno i masz wszystko w dupie. Obowiązki wykonujesz na automacie bez cienia emocji. Pod prysznicem w samotności rzucasz siarczyste „ja pierdolę, niech ten dzień się skończy!” i idziesz wcześniej spać. Nawet dziecko Cię nie zaczepia, a Partner unika kontaktu wzrokowego, bez słowa zaparza melisę i usypia Potomka.
TYP 7 – do dupy, bo matka.
Każda matka ma taki dzień kiedy chodzi i wyje, że jest okropną matką. Że się nie nadaje. Że robi wszystko źle. Że mogłaby się lepiej zająć dzieckiem. Że mogłaby się bardziej postarać. Patrzy na dziecko i współczuje mu takiej matki. Potem patrzy w lustro i współczuje sobie, że musi współczuć dziecku. I płacze dalej. Obłęd jakiś. Myślę, że to hormony. I, że w takie dni trzeba je zagryzać czekoladą. Winem nie należy zapijać. Wino może pomóc jak jest „do dupy, bo dziecko” lub „do dupy, bo partner, rodzice i/lub teściowie”. Ale jak zapije „do dupy, bo matka”, to jeszcze dojdą wyrzuty sumienia, bo „okropna matka wino pije”. I wtedy na kryzys mazierzyństwa już nawet czekolada nie pomoże.
Please check your feed, the data was entered incorrectly.Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 6 March 2015
- 48 komentarzy
- #top7, kryzys, matka