By niejadek zjadł obiadek… czyli co robić, gdy dziecko nie chce jeść.
Jedno z największych zmartwień współczesnych matek dotyczy żywienia dzieci. A raczej tego, że dzieci odmawiają przyjmowania pokarmów, często długo i skrzętnie przygotowywanych przez rodziców. Zmartwienie miesza się z frustracją, a dla tego „jednego kęsa” jesteśmy w stanie wyjść z siebie…
Obserwuję ostatnio na wielu blogach i portalach pomysły na to, co robić. gdy dziecko nie chce jeść. Jeden z pomysłów jest taki, żeby uatrakcyjnić wizualnie przygotowany posiłek. I powiem Wam, że przez moment pomyślałam, żeby również przygotować i opisać taki podstępny sposób na jedzenie. A potem sobie pomyślałam, że zamiast kombinować, dobrze byłoby się dowiedzieć, dlaczego niejadki nie chcą jeść obiadków, żeby trochę sobie odpuścić w tym temacie.
O tym jak koszmarnie karmi się roczniaki pisałam >>tutaj<<. Szczerze nie spodziewałam się, że dwu i trzylatki są pod tym względem jeszcze gorsze…
Pora obiadowa to często czas wielkich frustracji.
Taka jest prawda. Zwłaszcza, jeśli naprawdę się nacudowałaś w kuchni, spełniając wszystkie życzenia swojego Szefa, a na koniec i tak dowiadujesz się, że tego nie zje. Mnie osobiście szlag wtedy trafia. Dlatego już dawno nie gotuję „na specjalne życzenie”, bo ostatecznie efekt jest taki sam jak przy gotowaniu według mojego widzimisię.
Jak ja byłam dzieckiem, to szczytem artyzmu na moim talerzu były różne wzorki z ketchupu na moich kanapkach z serem.
Dobrze zbilansowany posiłek każdego dnia.
To marzenie każdej matki! 5 dobrze zbilansowanych posiłków, 5 porcji warzyw i owoców. Większość z nas robi wszystko, żeby właśnie tak wyglądało pożywienie naszych Pociech. A w pewnych przedziałach wiekowych uda się to dosłownie garstce. Dlaczego? Bo nie da się zmusić małego buntownika do jedzenia tak, jak my to sobie wyobrażamy. Są dni, kiedy cieszę się, że chociaż jeden posiłek zostanie zjedzony „jak należy”, bo są dni również takie, że naprawdę wydaje mi się, że leci na samym powietrzu.
Walka osłów.
Jak było łatwo karmić samym mlekiem i nie martwić się o to, czy nie brakuje mu jakiś witamin, mikroelementów, jak buzia sama się otwierała na widok butelki, regularnie co parę godzin! Nigdy nie zmuszam Żabka do jedzenia – taką mam zasadę, uważam że przymusem nic dobrego nie zdziałam. Ale bardzo ważne jest dla mnie, żeby spróbował, zanim oznajmi, że nie zje. Ostatnio godzinę siedzieliśmy nad naleśnikami z czekoladą. CZEKOLADĄ! Nie z brokułami czy brukselką. Nie chciał spróbować uparty mały osioł. A ponieważ ja doskonale wiem, po kim odziedziczył ten upór, postanowiłam pokazać mu, kto jest jeszcze większą oślicą. Sytuacja z boku musiała wyglądać komicznie:
Żabek: – Ja nie chcę naleśników, są troszeczkę za słodkie.
Matka: – Skąd wiesz? Nie spróbowałeś. A mówiłeś, że chcesz naleśniki.
Żabek: – Ale ja nie chcę.
Matka: – Ale musisz spróbować. Jeden kęs. Jak nie będziesz chciał więcej, to nie zjesz.
I tak sobie siedzieliśmy nad talerzem naleśników. Żabek co jakiś czas kombinował, że „chce się przytulić”, „czy może już iść się pobawić”, „chce siusiu”, „ma katarek”, itp. Po godzinie skapitulował, posmakował kęs i powiedział „dobre”. A ja myślałam, że krew mnie zaleje.
Naukowo udowodniono, że…
No właśnie. Ze mnie żaden autorytet w kwestii żywienia, czy rozwoju dzieci. Opisuję to co widzę u siebie przy stole. Natomiast moje obawy ugasiło kilka mądrych książek, które zacytuję, aby również Was trochę pocieszyć. Znacie powiedzenie, że rodzice przez pierwszych 8 lat życia dziecka namawiają je, by jadło, a przez następnych 8 – by nie jadło?
I jeszcze parę słów od psychologa. Pani Małgorzata Rymaszewska udzieliła wywiadu portalowi edziecko.pl, który naprawdę warto przeczytać w całości:
– Przede wszystkim zastanowić się, na jakiej podstawie uznała swoje dziecko za niejadka. Może ono je tyle, ile powinien jeść mały człowiek, który waży powiedzmy 20 kilogramów, a mama nakłada mu na talerz prawie tyle samo co sobie? Czasami rzeczywiście dziecko nie chce nic zjeść na śniadanie, obiad i kolację, bo pomiędzy posiłkami dostaje bardzo kaloryczne przekąski. Nie mam tu na myśli tylko słodyczy, ale także „niewinnego” Kubusia. Myślimy: „to tylko soczek”, a dla dwulatka to prawie pełny posiłek. A może po prostu dziecko ma mniejsze zapotrzebowanie na jedzenie? To tak jak z dorosłymi – niektórym dla zaspokojenia głodu wystarczy jedna kanapka, innym trzy. Jeśli malec je mniej niż rówieśnicy, ale dobrze się rozwija, nie ma anemii, a jego waga mieści się w granicach normy, to nie ma powodów do niepokoju. Pod tym względem warto dziecku zaufać. Badania pokazują, że jego organizm sam wie, ile mu potrzeba. Dziecko musi też mieć okazję poznać uczucie głodu i sytości. To konieczne do pomyślnego przejścia od bycia karmionym do samodzielnego jedzenia.Małgorzata Rymaszewska
Podsumowując.
O tym jak zachęcić dziecko do jedzenia pisałam już >>tutaj<<, więc nie będę się powtarzać. Jeśli to wszystko na nic, dziecko jest zdrowe i pełne energii, to naprawdę nie masz się czym martwić! Możesz potwierdzić u swojego pediatry fakt, że dziecko nie da się zagłodzić, wciąż kombinować z przemycaniem różnych wartościowych składników i czekać, aż wyrośnie z tego etapu. Jeśli jesteś rodzicem przedszkolaka to zapewne przedszkole dba o dobrze zbilansowaną dietę swoich podopiecznych i pewnie nie poznałabyś swojego dziecka, równo szamiącego wszystko co znajduje się na talerzu, tylko dlatego, że ma doborowe towarzystwo – niestety, lepsze niż Ty.
Koniecznie napiszcie jak u Was wygląda sprawa żywienia – na pewno okaże się, że mamy tutaj całe grono niejadków. A rodzice tych jedzących niech podzielą się jak udało im się osiągnąć sukces w tej dziedzinie! Uczmy się od siebie nawzajem :)
- 10 October 2016
- 27 komentarzy
- dziecko, karmienie, rozwój, zdrowie