Dzień idealny. Nie martw się – on nie istnieje.
Są takie dni, kiedy budzę się w wyśmienitym humorze, pozytywnie nastawiona do czekającego mnie dnia. Wiecie, takie poranki z uśmiechem na twarzy, po przespanej nocy.
Budzę się prędzej niż Żabek, więc pozwalam sobie na poranną, pobudzającą kawę w łóżku. Następnie na spokojnie biorę długi, relaksujący prysznic. Jestem w tak świetnym humorze, że nawet podejmuję decyzję o wykonaniu makijażu. Włosy prostuję. Pozwalam sobie na kolejną odrobinę szaleństwa i zakładam jeansy. Te ulubione, w których tyłek automatycznie się podnosi, a brzuch spłaszcza.
Śpiewająco i tanecznym krokiem ładuję zmywarkę i szoruję toaletę. Nawet wybaczam psom, że pogryzły kolejnego trampka. Bo jestem pewna, że to będzie dobry dzień!
Kiedy słyszę, że Panicz się przebudził, już na schodach wołam: „Dzień dobry moja mała Żabko! Gotowy na nowy, wspaniały dzień?”.
Ale wystarczy, że otworzę drzwi do pokoju, a na wstępnie uderza we mnie okropny… odór. Już wiem. Będzie odparzony tyłek.
Kolejne spojrzenie, na zaśliniony grymas na twarzy mojego Potomka i pełne pretensji „daaa taaa daadaaaa! lilulilu!” i już wiem… Sielanka się własnie skończyła.
Jeansy szybciutko zamieniam na dres, włosy wiążę niedbale w kucyk i nawet nie zwracam uwagi na to, że mój makijaż przypomina coraz bardziej oblicze Jokera.
Biorę tę pełną pretensji Żabę i taplam w sudocremie. Następnie ładuję baterię za pomocą kofeiny. Automatycznie staję się mniej pobłażliwa dla psów, rozładowywaniu zmywarki nie towarzyszą już tańce i śpiew, a sztućce hefra zamiast w szufladzie, lądują na podłodze. Ja w tym całym zamieszaniu, jak mantra powtarzam zdanie: „Żabek siadaj! Bo spadniesz z tej kanapy! Siadaj!!! Nie, nie nie! Nie wolno wstawać na kanapie!!”.
Byle do drzemki, kochane Mamy, byle do drzemki…
Please check your feed, the data was entered incorrectly.Please check your feed, the data was entered incorrectly.