Jak być fajną mamą… dla dorosłego dziecka.
Wielokrotnie jak rozmawiam z moimi przyjaciółmi, znajomymi, słyszę narzekania na… własne matki. Ba, sama często na własną matkę narzekam. I dopiero niedawno tak naprawdę uderzyło mnie, że za 20-30 lat przecież moje dzieci będą swoim znajomym opowiadać o mnie!
I naprawdę nie chciałabym, żeby były to teksty typu: „moja mama mnie nie rozumie”, „nie słucha mnie”, „mam jej dość”. Żeby spotkania ze mną były obowiązkiem, a nie przyjemnością. Za to chciałabym, żeby moje dzieci zawsze, z każdą sprawą, mogły do mnie przyjść. Żeby dzwoniły, żeby sobie pogadać, a nie tylko jak mają jakąś sprawę.
Zaczęłam się zastanawiać, jak to zrobić, żeby się udało być fajną mamą dla swoich dorosłych dzieci. I nie wiem, czy to co wymyśliłam, faktycznie ma sens – o tym przekonam się za 20-30 lat :) Ale na pewno warto spróbować na to pracować. Bo niestety sam fakt, że dzieci urodziłyśmy, że wstajemy do nich w nocy latami, opiekujemy się, dbamy i kochamy ponad życie – nie wystarcza, żeby być fajną na starość. Ta relacja z biegiem lat będzie się zmieniać i to w dużej mierze od nas zależy jak się ona ukształtuje.
Dlatego wydaje mi się, że jeśli przez całe życie naszych dzieci, będziemy pamiętać o podstawowych filarach wzajemnej relacji, takich jak: szacunek, mądrość akceptacja, dystans i przede wszystkim miłość – to nasze dzieci pewnego dnia powiedzą: „A ja to mam świetną matkę!”.
Szacunek.
Nie jednemu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy. A matkom to już zdarza się bardzo często – im więcej dzieci odchowały, tym lepiej wiedzą. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej – wiadomo. Najchętniej byśmy pokierowały całym ich życiem, aby nie popełniały błędów, które mogłyby je zranić. A ponieważ same błędy popełniałyśmy, to przecież wiemy, jak ich nie popełniać… I nie potrafimy uszanować decyzji, które podjęły nasze dzieci. Nie potrafimy uszanować ścieżki jaką podjęły. Sposobu wychowywania swoich własnych dzieci. O nie, MY wiemy lepiej! Nie ważne, że dzieci są już dorosłe – jeśli postanawiają ewidentnie popełniać błędy, przed którymi próbujemy je ostrzec – są głupie. I nawet przez myśl nam nie przyjdzie, że dzieci też muszą popełnić wiele błędów i wyciągnąć z nich naukę. Albo, że czasy się zmieniły i do pewnych kwestii podchodzi się inaczej i być może to właśnie nasze dzieci mają rację, a nie my…
Wiadomo, że mama jest od dawania dobrych rad. I niech je daje! Ale niech uszanuje, jeśli dorosłe dziecko się z nią nie zgadza i chce zrobić po swojemu. Nawet jeśli później ma do niej wrócić z płaczem. Wtedy zamiast „a nie mówiłam!”, wystarczy zwykłe przytulenie i zapewnienie, że to przecież nie koniec świata.
Mądrość.
Całe życie naszych dzieci dajemy im przykład. Czas na bunt będzie przychodził wielokrotnie, bo tak już działają relacje międzypokoleniowe. A my często zapominamy, że jako osoby starsze, bardziej doświadczone – powinnyśmy być mądrzejsze, a przynajmniej tak się zachowywać. Upieranie się przy swoim – bo uparło się dziecko – nie zrobi z nas fajnego rodzica. Na pewno są kwestie przy których upierać się warto, ale być może zamiast się przy tym obrażać, to działać sposobem? Bądźmy mądre, żeby nasze dzieci mogły się od nas uczyć nawet w dorosłym życiu. Dawajmy przykład jak dbać o siebie, jak korzystać z życia, jak podejmować decyzje i naprawiać błędy. Zobaczmy w dziecku cząstkę nas samych! Nie skarżmy się: „Ty nigdy do mnie pierwsza nie zadzwonisz!” – i FOCH. Bądźmy mądrzejsze, same zadzwońmy. A jak nam zależy na telefonach od dziecka – to mu o tym powiedzmy! „Byłoby miło, jakbyś do mnie zadzwoniła chociaż raz w tygodniu, żebyśmy mogły pogadać”. Albo: „może w niedzielę będziemy się spotykać na obiad u mnie lub u Ciebie” – zamiast „jak nie masz powodu to w ogóle mnie nie odwiedzasz!!!!”.
Dzieci, nawet dorosłe, to jednak nasze dzieci i czasami trzeba im przypomnieć o tym, że więzy rodzinne są ważne. Że czasami czujemy się samotni i tęsknimy. Często one wcale nie chcą nam sprawić przykrości, ale po prostu nie pomyślą o tym, żeby zadzwonić czy zaprosić na obiad – życie biegnie coraz szybciej, praca jest coraz bardziej wymagająca, a ludzie coraz bardziej zmęczeni i zdołowani.
Akceptacja.
W pewnym momencie trzeba zaakceptować fakt, że dzieci mają swoje życie. Rodzic – kiedyś najważniejszy na świecie – idzie na drugi plan. Nasze dzieci mają swoich partnerów i swoje dzieci, które są dla nich całym światem. I to nie jest powód do obrażania się, to naturalna kolej rzeczy. Jak się na nią przygotujemy, to tak bardzo nas nie zaboli. A jak się przygotować? Mieć poza dziećmi własne życie. Nie zamykać się tylko na ich potrzeby. Bo jak już nas „zostawią” to nie będziemy wiedziały co ze sobą zrobić! I depresja gotowa. Miejmy zainteresowania, hobby, pracę, plany, marzenia – zupełnie nie związane z dziećmi. Dbajmy o relację z Partnerem, Przyjaciółmi. Tym sposobem zamiast depresji „bo dzieci mnie zostawiły” będzie druga młodość! Dzięki temu będziemy mniej zgryźliwe, a dla naszych dzieci spędzanie z nami czasu to będzie czysta przyjemność, a nie przykry obowiązek naznaczony piętnem porzucenia.
Dystans.
Nie bierzmy do siebie wszystkiego co robi nasze dziecko. W dorosłym życiu nie jesteśmy już pępkiem jego świata. Może nam się wiele rzeczy nie podobać, możemy mu o tym mówić, ale nie traktujmy tego za bardzo personalnie! To, że dziecko zrobiło sobie tatuaż mimo naszego zakazu, to nie dlatego, że chce zrobić nam na złość. To, że wybrało innego partnera życiowego niż sobie wyobrażaliśmy – to nie na złość nam. To, że wybrało inny kierunek studiów lub je rzuciło lub wyjechało za granicę do pracy – to nie na złość nam. Po prostu jego plany czy marzenia różnią się od tego co my mu zaplanowaliśmy. Ale przecież to jego życie, a dla nas powinno być najważniejsze, żeby było zdrowe i szczęśliwe.
I najważniejsze – Miłość.
Często jest tak, że dzieciom okazuje się swoją miłość na każdym kroku, ale jak już dzieci są dorosłe, to rodzice nagle zapominają o podstawowym „kocham Cię”. Przecież człowiek przez całe życie potrzebuje czuć się kochany i ważny dla drugiego człowieka. A na bezwarunkową miłość możemy liczyć tylko od rodziców. To my, rodzice, dajemy przecież przykład naszym dzieciom – jeśli my będziemy okazywać miłość im, oni nauczą się okazywać ją nam, potem swoim partnerom i dzieciom. Okazywanie miłości nie ma daty ważności. Wiadomo, że może niekoniecznie ściskać i całować nastolatka pod szkołą, ale warto pamiętać, żeby szepnąć mu to przed snem. A do dorosłego dziecka zadzwonić czasem tak bez powodu i powiedzieć „kocham Cię, wiesz?”.
Pomagaj i proś o pomoc.
Pomoc własnej matki, w przypadku gdy ma się swoje dzieci, jest nieoceniona. Babcia dla dzieci jest chyba zawsze fajna! Babcia rozpieszcza, chroni, karmi. Cudownie jest skorzystać z jej „usług”, gdy chcemy mieć trochę czasu tylko dla siebie. Jest opoką. I często, jako dzieci (nawet dorosłe) zapominamy, że matki się starzeją. Że jest im coraz ciężej. Że mogą potrzebować pomocy. Przecież to MAMA – ona DAJE RADĘ! A później się obraża, bo jej się nie pomogło. A czasami wystarczy powiedzieć, że się tej pomocy potrzebuje. Proste. „Oczywiście Kochanie zajmę się Twoimi dziećmi w weekend, ale jakbyś mogła umyć mi okna, bo już ciężko mi przy nich skakać”. Jakoś 4-latkowi potrafimy powiedzieć, żeby posprzątał zabawki, a 40-latkowi żeby zawiózł nas na badania to już ciężko…
To jest moja recepta na bycie fajną mamą dorosłych dzieci. Szanować ich decyzje, akceptować rzeczywistość, dawać mądry przykład, mieć dystans i niezmiennie kochać – mówić o tym i to okazywać. Mam nadzieję, że mi się uda. I mam nadzieję, że to zadziała. A moje dzieci będą wiedziały, że zawsze mogą znaleźć we mnie oparcie i nawet jeśli nie będę się z nimi zgadzać, to pozwolę im mieć własne życie, popełniać własne błędy i przychodzić do mnie z płaczem.
Ps. Dzieci, pozwalam w przyszłości wykorzystać ten tekst przeciwko mnie, jak będzie taka potrzeba… :)
- 27 April 2018
- No Comments
- matka, porady, przemyślenia, rodzina