Jak skutecznie zepsuć dziecku dzień.
Czy wiecie jak skutecznie zepsuć dziecku dzień? Myślicie, że to tylko dzieci nam komplikują plany, psują dni i wieczory wiecznym krzykiem, płaczem, jęczeniem, skokiem rozwojowym, buntem 2-latka, buntem 3-latka, 4-latka, 16-latka? Również my skutecznie możemy im zepsuć dzień. Jak? Opowiem Wam jak mi się to ostatnio udało…
Poniedziałek Wielkanocny. Czekała nas bardzo miła uroczystość. Chrzest mojego „ciotecznego wnuczka” (tak to się dzieje, jak jest 20-letnie przesunięcie w rodzinie, Tatuś od swojego brata był 20 lat młodszy, a od siostry 22-lata, więc tak to teraz u nas dziwnie jest, że ja nie miałam nawet 20 lat, jak urodził mi się pierwszy „cioteczny wnuczek”…).
Jak ubrać niemowlę na uroczystość rodzinną, tak by mu się wszystkiego odechciało?
- Białe body, długi rękaw, zapinane z boku of course. Żabkowi się ulało. Body do wymiany.
Stopień niezadowolenia 1 (grymas). Skończyły się body zapinane z boku. - Białe body krótki rękaw, zakładane przez głowę. Głowa weszła, ręce już nie.
Stopień niezadowolenia 2 (grymas + jęk). Skończyły się białe body. - Granatowe body, krótki rękaw, zakładane przez głowę, bardzo rozciągliwe. Udało się założyć.
- Elegancja szara bluzka z białym kołnierzykiem. Rękawy rozciągliwe, kołnierzyk nie. Po kilku upartych próbach, głowa okazała się jednak za duża.
Stopień niezadowolenia 3 (grymas + jęk + krzyk). - Szara bluzka a’la flaga amerykańska. Rozciągliwa. Ledwo ale weszła.
Natomiast stopień niezadowolenia wskoczył na poziom 4 ostateczny (grymas + jęk + krzyk + wrzask w niebogłosy połączony z głośnym płaczem). - Spodnie udało się już naciągnąć bez problemu… Ale obawiam się, że po raz ostatni (krok chyba zaczął się wrzynać w pampersa…)
Jak dziecku dalej rujnować dzień?
Wymęczone dziecko przespało drogę do kościoła, mszę, chrzest i podróż do restauracji. Obudził się zadowolony i grzecznie uczestniczył w uroczystości. Potem matka skupiona na pysznym obiedzie troszkę zwlekała z podaniem obiadu Żabie, do momentu okazania stopnia niezadowolenia numer 2. I dopiero jak poczułam ciepło na nodze przypomniałam sobie, że wypadałoby dziecko przewinąć… Taka impreza! Dziecko zostało przewinięte, moje spodnie na szczęście były czarne, a jego granatowe… A bluzka a’la flaga amerykańska cała (dosłownie!) zapluta. Bo oczywiście ten dzień był dniem, kiedy Żaba zmienia się we wściekłego buldoga… Więc zapluta bluzka zdjęta do wyschnięcia, spodni mokrawe musiały wysychać na dziecku.
Jakby to było mało to psujemy dalej.
Gdy przyszła pora drzemki, to wspaniała matka ułożyła dziecko do snu w wózku, chwaląc się wszem i wobec jak to dziecko samo bez problemu zasypia. Po pół godzinie w ogóle nie zwróciła uwagi na informację, że zaraz wjedzie tort wraz z zimnymi ogniami, przez drzwi znajdujące się koło wózka, w którym Żaba spała… No i huczne wejście, iskry lecą, gromkie sto lat… Stopień niezadowolenia 2 (sama się zdziwiłam, że tylko 2...).
To już było trochę za dużo dla Żabka, więc postanowiliśmy powoli udać się z powrotem do domu, po drodze zahaczając jeszcze o babcię z okazji świąt. Babcia ponosiła sobie chwilkę wnuka, po czym stwierdziła, że spodnie przemokły więc Żaba wymaga przewinięcia. Jakieś 5 minut zastanawialiśmy się, czy faktycznie warto go przewijać, skoro zaraz wracamy do domu. Ale za namową babci jednak zdecydowaliśmy się na przebranie. I co? I gów… kupa! Prawie po pachy. No więc przebieranie całkowite. Mądra matka dawno nie sprawdzała w torbie co za ciuchy ma na zmianę, więc oczywiście okazało się, że body co prawda dobre, ale pajac… No kolana musiał mieć zgięte.
To jeszcze nie koniec. Niestety.
W domu wydawałoby się, że już nic zepsuć się nie da. Wykąpać, nakarmić i spać. Wieczór jak co dzień. Prawie. Matka postanowiła zmienić trochę wieczorny rytuał i najpierw wykąpać, a potem w łóżeczku nakarmić. Ale dziecię już w wannie się głodne zrobiło i podczas wycierania, balsamowania i ubierania w piżamkę mieliśmy 4 stopień niezadowolenia.
Dzień się jeszcze nie skończył, więc dalej doprowadzamy dziecko do skraju wytrzymałości.
Kiedy zostało już tylko nakarmienie głodnego potomka w łóżeczku, okazało się, że kleik ryżowy, który dodaję do mleczka, zatkał smoczek, przez co Biedak nie mógł się do mleczka dossać – 4 stopień niezadowolenia ciąg dalszy. Szybka wymiana smoczka uratowała sytuację.
Ta dam! The end…
Uf. W poczuciu bycia najgorszą matką świata, jednocześnie uradowana, że ów dzień się skończył, poszłam spać, by wstać 4 godziny później…
Czy Wy również potraficie skutecznie zepsuć swojemu dziecku dzień?
- 22 April 2014
- 6 komentarzy
- dziecko, kryzys, płacz