Jak to się zaczęło…
3 września stuknęły blogowi 4 latka! Gdy dodawałam pierwszy wpis nikt o tym nie wiedział. Teraz na Facebooku obserwuje mnie ponad 30.000 osób. A chyba jeszcze nigdy – poza zewnętrznymi wywiadami – nie mówiłam, jak to się właściwie zaczęło, że zaczęłam prowadzić tego bloga…
Wspomnień czar.
Zawsze pociągało mnie pisanie. Jeden z dziadków napisał książkę, o swoich przeżyciach podczas wojny, a drugi opisywał pierwsze lata życia mojego taty (zobacz >>TUTAJ<< i >>TUTAJ<<). Ten gen nie mógł przepaść! Jednak, poza wypracowaniami szkolnymi, nie miałam pomysłu o czym tak naprawdę powinnam pisać. Z lekka pociągała mnie fikcja literacka, ale jednak to nie do końca było TO.
Kiedy zaszłam w ciążę, naturalnie zaczęłam szukać różnych informacji o ciąży i macierzyństwie w Internecie. Tym sposobem odkryłam blogi, głównie blogi parentingowe. Chociaż na początku nawet nie przyszło mi do głowy, aby iść tą drogą. Jak już w 6 miesiącu ciąży poszłam na zwolnienie lekarskie, zaczęłam się najzwyczajniej w świecie nudzić. A że nie czułam się najlepiej, to najwięcej czasu spędzałam w łóżku przy komputerze. I tak sobie pomyślałam, czy nie byłoby wspaniale mieć taką pamiątkę z okresu ciąży i początku macierzyństwa, właśnie pod postacią bloga? Tym sposobem powstał pierwszy wpis – >>Let the story begin<< i początek mojej przygody z pisaniem bloga.
Informacje dla przyjaciółek.
Wśród moich przyjaciółek i koleżanek, większość miała mieć dopiero przed sobą powiększanie rodziny. Byłam jedną z pierwszych, które zdecydowały się na ten krok. Jak wiadomo, warto o pewne rzeczy podpytywać się nawzajem. Czy to normalne że boli mnie to i owo? Jakie gadżety się sprawdzają w ciąży i po porodzie? Jak sobie poradzić z rozstępami? Co spakować do szpitalnej torby? Wiadomo też, że mózg ciężarnej zamienia się w gąbkę i długo zajmuje mu powrót do formy po porodzie i… zapominamy. Ja szybko zapomniałam, w którym miesiącu ciąży dopadła mnie rwa kulszowa i jak sobie z nią poradziłam. Albo z czego z torby faktycznie skorzystałam w szpitalu. Blog miał być również dla tych znajomych, które będą chciały te informacje ode mnie pewnego dnia uzyskać. Teraz zamiast mówić „nie pamiętam, wiesz, to było 4 lata temu!” – przesyłam im odpowiedniego linka :)
Tematy tabu.
Na początku macierzyństwo bardzo mnie rozczarowało. Depresja powaliła jak lwica kulawą antylopę. Sporo tygodni minęło zanim uporałam się z tym problemem i mogłam zacząć cieszyć się macierzyństwem (szczegóły tej walki możecie poczytać >>tutaj<<). I jak już się ogarnęłam, to dopadł mnie innego rodzaju żal. Pomimo tego, że czytałam w Internecie różne informacje, to wszystkie były okraszone idealną otoczką szczęścia, miłości i spełnienia po porodzie. Wiadomo, pojawiała się krótka informacja o baby bluesie. A gdzie informacja o depresji? O tym, że nie zawsze kocha się od pierwszego wejrzenia? O tym, że karmienie naturalne wcale nie musi być takie naturalne? No i jak sobie z tym wszystkim poradzić??? Tego mi zabrakło. Być może gdybym przeczytała o tej ciemniejszej stronie macierzyństwa, to łatwiej byłoby mi się nią uporać. I wtedy pomyślałam, że ja mogę stworzyć takie miejsce – w którym poza wszystkimi radościami macierzyństwa, moimi codziennymi doświadczeniami, będzie miejsce na te tematy, o których mówić się nie chce – ale tak wiele matek chce o nich czytać. Żeby wiedzieć, że nie są same w swoich zmaganiach i że można się z tego „wygrzebać”. Macierzyństwo ma różne oblicza i postanowiłam się z tym publicznie zmierzyć – z różnym skutkiem. Ale poza okazjonalnym hejtem, dostaję od Was mnóstwo wiadomości, z Waszymi trudnymi historiami, czasami na skraju rozpaczy. A często Wy – tak jak ja prawie 4 lata temu – chcecie usłyszeć jedno: „To się zdarza. Z tym można walczyć. I można wygrać. Będzie dobrze, przejdziemy przez to razem. Będziesz wspaniałą mamą!”.
Dziękuję Wam, że obdarzacie mnie swoim zaufaniem, mówicie o tym co Wam leży na sercu, co wiem, że jest niezwykle trudne. I dopóki tu jestem, dopóty będę się starała pomóc każdej mamie, której macierzyństwo z początku dało w kość. Wiem, że część z Was namówiłam na leczenie – Wasze podziękowania są dla mnie największą nagrodą, a słowa „uratowałaś mi życie” sprawiają, że wiem, że to co robię ma sens – mimo, że w jakiś sposób wystawiam swoje bardzo prywatne życie i odczucia publicznie, co również nie jest łatwe. Nie jestem psychologiem, psychiatrą, moja wiedza w tym temacie nie jest jakaś specjalnie duża. Ale przeżyłam to, wygrałam – takie doświadczenia czasem są bardziej pomocne niż ukończone studia medyczne.
Biznes.
Powszechnie wiadomo, że w blogowaniu zasięgi przekładają się na zarobki. Co mnie bardzo cieszy, ponieważ dzięki temu nie musiałam wracać na etat i mogłam sobie pozwolić na założenie własnej działalności. Ale prawda jest taka, że to tylko dzięki Wam! Dzięki temu, że chcecie mnie czytać na co dzień. Dzięki temu, że ufacie, że jeśli coś reklamuję, to jest to tego warte. I dzięki temu, że rozumiecie dlaczego na blogu pojawia się reklama i – zgodnie z ankietami – nie przeszkadza Wam to. A to fajnie, bo dzięki temu mogę się dorzucić do rachunków w domu… :) Jednak nie chcę, aby blog stał się „portalem”, w którym na każdym kroku czeka albo wpis sponsorowany, albo straszy jakiś banner. Staram się wszystko robić z umiarem i – mam nadzieję – tak zostanie. Mam trochę inne plany na siebie. Marzy mi się wydanie książki (ale nie takiej, jakie są teraz w modzie wśród blogerów – że każdy wydaje jakiś poradnik!). Nie będę zdradzać szczegółów, bo to jest póki co tylko plan na przyszłość. Mam nadzieję, że mi się kiedyś uda, bo jest to już marzenie z dzieciństwa, nie związane jako tako z blogowaniem. Prawda jest taka, że czas pokaże jak potoczą się moje ścieżki biznesowe. Teraz moim priorytetem jest sprowadzić na ten świat kolejnego człowieka i przez jakiś czas to ona będzie najważniejsza :) A potem się zobaczy!
Pamiątka dla Żabek.
Poza tym myślę, że tak jak „blog parentingowy” mojego dziadka był cudowną pamiątką dla mojego dziadka, tak mój blog będzie super pamiątką dla moich Żabek. W końcu jest to ich dzieciństwo w pigułce! Moja mama nie pamięta, czy przechodziłam skoki rozwojowe i jak sobie poradziła gdy miałam bunt dwulatka. Żabki będą wiedziały jak dały mi w kość! :) A jeśli będą chciały jako dorosłe osoby korzystać z moich rad (wiadomo, że nie można zapytać rodzica o radę – lepiej robić to w ukryciu, bo nie można przyznać, że rodzic ma rację! :) ) – to będzie super. Chociaż wiadomo, że ze tyle lat to już będą całkiem nowe metody i zalecenia wychowawcze… :) Ale przynajmniej będą miały pewność, że wczesne ząbkowanie to kwestia genów!
4 LATA PÓŹNIEJ…
Tak się akurat złożyło, że teraz również zaczynam III trymestr. Pierwszy wpis napisałam w 28 tygodniu ciąży. Wczoraj również zaczęłąm 28 tydzień ciąży, więc chętnie porównam sobie to co działo się wtedy z tym co dzieje się teraz:
2013 2017
Teraz już wiecie jak się tu znalazłam :) Dziękuję Wam, że jesteście ze mną – nie raz Wasze porady, podziękowania, słowa otuchy czy zwykłe rozmowy z Wami dodawały mi sił w moich macierzyńskich zmaganiach, które jak wiemy, nam wszystkim potrafią dać czasem ostro w kość… :)
Ps.1. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, które napisaliście pod jubileuszowym postem >>TUTAJ<<. Bardzo mnie wzruszyły! Komentarze można dodawać jeszcze do jutra, następnie wybiorę parę z Was, którym prześlę prezent niespodziankę :)
Ps.2. Jeśli korzystacie z Instagrama, to koniecznie kliknijcie FOLLOW poniżej – będzie to dla nas super prezent urodzinowy!
Please check your feed, the data was entered incorrectly.- 6 September 2017
- 4 komentarze
- przemyślenia