By 

Jak wyjechać bez dziecka… i nie wariować.


Chyba wszystkim rodzicom marzy się taki weekend we dwoje dorosłych lub w pojedynkę – bez swojej pociechy. Tylko czy w ogóle da się wyjechać bez dziecka i dobrze przy tym bawić?

Ci, którzy nie mają możliwości, aby takowy weekend spędzić, zazdroszczą tym, których babcie dzielnie biorą wnuki na przechowanie. Jestem właśnie po pierwszym weekendzie bez Żabka. Dzieliło nas jakieś 500 km. I powiem tym, co zazdroszczą – nie jest wcale tak kolorowo, jak się wydaje. A Ci, którym się zdarza wyjeżdżać bez dzieci, pewnie wiedzą co mam na myśli…

Urodzenie pierwszego dziecka to trochę tak jakby wyrósł nam ogon… Najpierw jest dziwnie. Nie wiemy co z tym ogonem robić. Ciągle nam towarzyszy, ale jest to kompletna nowość. Trochę nas ogranicza, trochę bawi i żyje własnym życiem, nie zawsze z zgodnie z naszym planem. Po jakimś czasie się przyzwyczajamy i ogon staje się naszą nieodłączną częścią. Potrafimy już go opanować, kierować nim i z nim funkcjonować. Wiemy jak o niego dbać i pamiętamy, by na niego szczególnie uważać.

I kiedy przyjdzie czas samodzielnego wyjazdu i nasz ogon zostaje od nas odłączony, znowu robi się dziwnie. Czegoś nam brakuje. Smutno odwracamy się co jakiś czas za siebie, żeby upewnić się, że jego tam nie ma. Myślimy ciągle, czy dobrze o niego dbają i czy nam go nie zepsują. Czy z powrotem będzie do nas pasował. Chociaż przyznajemy, że jest wygodnie. Nie trzeba się martwić, czy coś nim strącimy oraz czy z nim wszystko w porządku. Nawet nie musimy wcześniej kończyć imprezy, ani martwić się o przespaną noc. Ale i tak jak tylko się przebudzimy to myślimy o tym naszym ukochanym ogonie.

Jadąc w piątek rano z Żabkiem do babci, byłam pewną siebie matką „wyrodną, która nie może się doczekać wyjazdu. Pakowałam Żabka z szerokim uśmiechem na ustach – poważnie! I myślałam, o tych kolacjach w restauracjach, o nieprzerwanej płaczem nocy, o luźnym poranku… A jak przyszło co do zostawienia go i pożegnania… to, ku mojemu zaskoczeniu,  łzy zaczęły płynąć strumieniami. Mi, nie Żabkowi!

Ale nie dałam się matczynym sentymentom, ucałowałam Żabka i uciekłam pochlipać do auta. Z trasy dzwoniłam do babci srylion razy: „a spał? a długo? a jadł? a co? a kiedy? a czemu słyszę, że pojękuje?”. Zresztą z miejsca i w trasie powrotnej wcale nie mniej. Zamiast wyluzować i korzystać z czasu wolnego, to ja myślałam, o tym, że jest na pewno niewyspany, bo miał za krótką drzemkę. I martwiłam się, czy zaśnie bez swoich kołysanek. A w nocy jak się przebudziłam to pierwszym odruchem była próba wymacania na stoliku elektronicznej niani…

Totalna paranoja. Żabek był oczywiście przez cały weekend przez babcię rozpieszczany, owinął ją sobie wokół palca, więc babcia skakała na około jaśnie-pana-Żabka i dogadzała na każdym kroku. Teraz muszę „naprawić” rozpieszczone dziecię i wytłumaczyć na czym polega zmiana czasu na zimowy…

Mimo wszystko, mam nadzieję, że babcia jeszcze nie raz wykaże się odwagą i zostanie ze swoim wnuczkiem na weekendzić, żeby matka z czasem nauczyła się jak wyjechać bez dziecka i zamiast wariować korzystała z czasu „bez ogona”, by po powrocie „owy ukochany ogon” wytęsknienie ponownie sobie doczepić.

Print Friendly, PDF & Email

YOU MIGHT ALSO LIKE

Pożegnanie z blogiem.
December 31, 2018
Mój alfabet macierzyństwa.
December 28, 2018
Jak osiągnąć sukces w macierzyństwie.
November 29, 2018
Moje macierzyńskie „pierwsze razy” (do lat 5), które zapamiętam do końca życia.
November 20, 2018
Do czego tęsknię, ja-matka.
November 15, 2018
Porzuć czerń, Matko!
October 25, 2018
Moja dieta po porodzie. #MATKAWRACADOFORMY
October 16, 2018
Nie będę reklamą macierzyństwa.
October 02, 2018
#TOP7: Rzeczy, które uwielbiam!
September 25, 2018