By 

Kiedy powiem sobie dość…


Siedzę na kanapie i nucę. Chociaż śpiewać nie umiem i nawet Szanowny Małżonek mówi mi, że nie powinnam. Ale muszę ulżyć duszy. Więc śpiewam doskonale znaną mojemu pokoleniu piosenkę zespołu O.N.A.: „Kiedy powiem sobie dość… A ja wiem, że to już niedłuuuugo…„.

Nucę i obserwuję. Trochę z podziwem – bo to niesamowite jak ta mała głowa musi pracować. Trochę z obawą – co też ta mała głowa tym razem wymyśli. I trochę ze zniechęceniem – bo ostatecznie to moja głowa będzie wykończona…

Następnie zaczynam się zastanawiać, kiedy on do cholery tak wyrósł, że zaczął klamek dosięgać. W życiu mi nie przyszło do głowy, wyrzucając klucze od drzwi wewnętrznych, że one mogą się do czegokolwiek przydać. Dzięki Bogu za blokadę w WC – chociaż tam jest człowiek bezpieczny i nie narażony na nie chciane towarzystwo, z radością podające papier toaletowy…

Wrzucam drugą zwrotkę: „Nie chcę żałować żadnych chwil, chociaż wiem, że nie było kolorowoooo” – i myślę, że to bardzo na czasie. Już się znudził drzwiami, czai się na blokadę przy schodach. Zaraz będzie płacz, bo nie pozwolę po nich wchodzić. Jak się mocno wkurzy to może nawet mi się oberwie. Może nawet nie tylko mi, jeśli zwierzęta w porę się nie schowają… Wyciągam tajną broń: „Żabek, chodź, mama da jabłuszko” – na 10 minut zapomni o schodach. Ale zaraz… jabłka się skończyły. Cholera. A tu paszcza już otwarta i czeka. „Hej, a może dzisiaj zamiast jabłuszka będzie… będzie… marchewka! Nie? O, to może serek? Też nie. W takim razie… WYJĄTKOWO będzie czekoladka. Tak, mama też zje.„.

Próbując wykorzystać tę słodką chwilę proszę: „Dasz mamie buziaka…?” – i ku zdziwieniu dostaję. Trzy. Następnie się przytula i mówi słodkim głosikiem: „Taaaataaa„, po czym biegnie w kierunku schodów. Zdaję się, że „DOŚĆ” mówię tak samo często jak „JESZCZE„. Ot takie pokręcone macierzyństwo…

 madrearte

Print Friendly, PDF & Email