Matka z D-MER, czyli mroczne oblicze karmienia piersią.
Gdy się urodziła, byłam pewna, że tym razem mi się uda. Byłam w totalnej EUFORII, byłam prze-szczęśliwa i nic nie wskazywało na to, żeby miała pojawić się depresja poporodowa. Do momentu, w którym przystawiłam ją do piersi…
Tłumaczyłam sobie, że przecież dopiero co urodziłam, poród być może nie był długi, ale jednak mnie wymęczył. Tak, myślałam, że to zmęczenie, być może strach, że jednak się nie uda. Miałam nadzieję, że to minie…
Ale nie mijało.
Z karmienia na karmienie było coraz gorzej. Nie ona miała problem – tylko ja. Za każdym razem, gdy chwytała pierś, czułam się jakbym dostała obuchem w głowę. Jakby moje życie miało się zaraz skończyć. Jakby już nic na świecie nie miało żadnego sensu. Nie kontrolowałam łez, które spływały mi po policzkach. Chciało mi się wyć i krzyczeć. Dlaczego mnie to spotyka? Przecież jest tak dobrze, wszystko jest w porządku, dlaczego w momencie karmienia czuję się tak podle?!
W szpitalu tuż przed wyjściem dostałam nawału pokarmu, uniemożliwił on przystawienie małej, więc w ruch poszedł laktator. Karmienie butelką mnie uspokajało. Mimo, że podczas odciągania pokarmu czułam się paskudnie, to chociaż podczas samego karmienia butelką już nie płakałam. Dobijały mnie jedynie wyrzuty sumienia i strach, że to jednak depresja czeka na mnie za rogiem, czeka aby znowu uderzyć.
Myślałam, że po powrocie do domu, będzie lepiej. Że jak nawał przejdzie, będzie lepiej.
Myliłam się.
Wciąż odczuwałam pełnię szczęścia, byłam pełna energii, byłam radosna i wpatrzona w córkę jak w obrazek. Do momentu, gdy przychodził czas karmienia, a mnie pochłania czarna rozpacz. Nie mogłam karmić jej bezpośrednio, nie z takimi uczuciami. Wróciłam do laktatora, ale bałam się. Bałam się, że to uczucie się utrzyma. Nie mogłam dopuścić do tego, by depresja poporodowa znowu przysłoniła mi macierzyństwo. By odebrała mi to szczęście, które wreszcie poczułam.
Podjęłam decyzję, którą wiedziałam, że wiele osób będzie mi wytykać. Wiedziałam, że nie zrozumieją. Że będę musiała znaleźć jakieś wytłumaczenie, na to dlaczego nie karmię piersią. I wiedziałam, że odpowiedź, że dlatego, bo pochłania mnie rozpacz, jest tak absurdalna, że nikt tego nie zrozumie. Łatwiej powiedzieć „nie udało się”, „jakoś tak wyszło”. Jak ludzie drążą to zasłaniam się depresją poporodową – rzadko kiedy mają odwagę pociągnąć ten temat.
A interesuje się każdy! Panie w przedszkolu, panie w mięsnym, społeczność internetowa, koleżanki mojej matki – KAŻDY zaczyna od oczywistego „karmisz piersią, prawda?”, a później już tylko zbolałe „ojeeeej. A DLACZEGO NIE???”. I w tym momencie mam ochotę zapaść się pod ziemię. „Bo umrę z rozpaczy” ciśnie mi się na usta. „Bo tak wyszło…” – odpowiadam ze wstydem.
Ale wstydu jest coraz mniej…
A coraz więcej pewności, że podjęłam słuszną decyzję. Że tym razem odpowiednio ustawiłam priorytety, a z czasem ludzie coraz rzadziej pytają. Prawda jest taka, że wraz z mlekiem modyfikowanym przyszła wielka ulga. Mogłam dalej cieszyć się tym, co mnie spotkało. Trwać w poporodowej euforii. Uśmiechać się do córki podczas karmienia. Tulić ją przy tym mocno i tworzyć więź w zupełnie inny sposób. Mogłam w pełni odczuwać magię pierwszych wspólnych tygodni.
Jednak to, co mnie spotkało, nie dawało mi spokoju.
Byłam pewna, że takie odczucia podczas karmienia, to nie może być przecież tylko mój problem. Że to musi mieć jakieś logiczne wyjaśnienie. Po przeszukaniu Internetu udało mi się znaleźć odpowiedź. I bardzo żałuję, że znalazłam ją tak późno…
Trafiłam na fantastyczny blog MATAJA i artykuł D-MER, CZYLI NEGATYWNE EMOCJE W TRAKCIE KARMIENIA PIERSIĄ, z którego dowiedziałam się, że za moją rozpacz w trakcie karmienia odpowiadają hormony. A dokładnie nagły spadek dopaminy, podczas wypływu mleka. Naukowo to zjawisko nazywa się D-MER – dysphoric milk ejection reflex, czyli wypływ mleka z dysforią.
Podłoża D-MER upatruje się w gwałtownym spadku poziomu dopaminy w momencie wypływu mleka. (…)
Znakomita większość karmiących tego spadku nie zauważy, niemniej u kobiet z D-MER jest on na tyle silny i gwałtowny, że kobieta odczuwa go jako nagłe uderzenie fali negatywnych emocji.
Jeśli również macie podobne odczucia, koniecznie przeczytajcie ten artykuł. Poznanie tego zjawiska, powinno Was uspokoić. I pamiętajcie, że to od Was zależy, czy chcecie przeczekać i czy jesteście w stanie poradzić sobie z tym uczuciem, aż ono przejdzie, czy nie. Nikt nie ma prawa Was osądzać, a Wy macie prawo nie chcieć się tak czuć.
Ja nie mogłam sobie pozwolić na utratę tej euforii i radości z macierzyństwa. Już raz to straciłam, chyba totalnie bym się załamała, jakby to się miało powtórzyć. Dlatego postanowiłam zakończyć karmienie piersią, hormony ze mną wygrały – trudno. Ja osiągnęłam spokój ducha i przede wszystkim pełnię szczęścia, jaką mogłam znów zacząć odczuwać po pożegnaniu się z laktatorem.
I zapewniam Was, że mimo butli, która towarzyszy mi od kiedy tylko zostałam mamą po raz pierwszy, więź z moimi dziećmi nie jest ani trochę mniejsza, niż gdybym karmiła piersią. Wręcz przeciwnie, myślę, że w moim przypadku, gdybym zdecydowała się na kontynuowanie kp, hormony by mnie i tę więź zniszczyły.
Tak, jestem mamą z D-MER. I musiałam się z tym pogodzić.
Obserwuj nas na Facebooku:
I na Instagramie:
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
No i chodź do mojego sklepu! :)
- 19 April 2018
- No Comments
- depresja, karmienie, kryzys, matka