Mój alfabet macierzyństwa.
Oczywiście macierzyństwo, to coś więcej niż te 25 słów. Ale ten alfabet całkiem trafnie może podsumować moje odczucia, związane z byciem mamą. Chociaż jestem pewna, że przez najbliższe lata pewnie mogłabym do każdej literki dopisać jeszcze wiele znaczeń. Bo macierzyństwo i moje dzieci zaskakują mnie prawie każdego dnia.
A jak akceptacja.
Akceptacja nowego stylu życia, nowej powiększonej rodziny, akceptacja zmienionego ciała, a na końcu akceptacja własnych dzieci, które nie raz odbiegają od mojej wizji.
B jak ból.
Ból kręgosłupa w ciąży, ból rozchodzącego się spojenia łonowego, ból porodowy, który wspominam jako największy ból fizyczny mojego życia. A także ból psychiczny towarzyszący depresji, ból samotności wśród rodziny. Ból towarzyszący dzieciom podczas szczepień, podczas ząbkowania, gdy rosną w nocy. I bezradność, która nie raz z tym bólem idzie w parze.
C jak czułość.
Tradycyjne „kocham Cię, słodkich snów, dobranoc, papa” – zawsze, gdziekolwiek jestem. Przytulenie bo boli, bo się boi, bo się stękniło, bo kocha, bo potrzebuje. Buziak na stłuczone kolano i uderzone czoło. Przelotne pogłaskanie czuprynki. Całowanie małych stópek i masowanie tych dużych. Pocałunek Rodziców i wspólne trzymanie się za ręce.
D jak depresja.
Wciąż temat tabu i wciąż tak powszechna. Samotność matki w pierwszych dniach, miesiącach, latach nowej roli. Przesilenia jesienne, choroby dzieci, niewyspanie, niewyobrażalne zmęczenie. Barki pełne zadań, obowiązków, odpowiedzialności. Brak wsparcia. Złe wsparcie. Stygmatyzacja. Rutyna. Coraz cięższa dusza i pustka. A to wszystko z dodatkiem wyrzutów sumienia, łez i nadziei na inne jutro.
E jak emocje.
Karuzela emocji. W ciągu jednej doby można poczuć radość, smutek, złość, wzruszenie, szczęście, bezradność, wyczerpanie, miłość. Nigdy w życiu nie czułam tylu emocji na raz, jak po tym jak zostałam mamą. Nawet podczas PMS’u!
F jak fascynacja.
Najpierw fascynacja rozwojem małego człowieka, następnie fascynacja kreatywnością tego starszego. Fascynują mnie szczere uśmiechy i dialogi nie z tej ziemi. Fascynuje mnie, jak chłoną wiedzę i ćwiczą nowe umiejętności.
G jak gniew.
Przychodzi wraz ze zniecierpliwieniem. Czasami prawie nie do opanowania, czasami stłamszony w zarodku. Zawsze mający swoje granice, ale mimo to przykry dla wszystkich stron.
H jak histeria.
O zabraną zabawkę, o jedzenie lub niejedzenie, o zły kubek do picia i zły kolor łyżeczki. O zburzoną wieżę, głupią minę, wyłączoną bajkę. Czasami spektakularna, czasami po prostu głośna. Z wymuszonymi łzami i słowami „nie lubię”, „nie kocham”, „już nigdy”. Zakończona prawie zawsze fochem, a po czasie przytuleniem.
I jak izolacja.
Izolacja matki. W domu, na spacerze, na placu zabaw. Przy garach, pieluchach, bajeczkach. Z potrzebą dorosłej rozmowy, makijażu i biurowych ploteczek. Tęsknota za ciepłą kawą, samotnością w toalecie, wannie, na zakupach.
J jak jęczenie.
Pół dnia zawodzenia, bo tak źle, a tak jeszcze gorzej. Wysokie tony, powodujące permanentny ból głowy.
K jak kłótnie.
Kłótnie w małżeństwie, kłótnie w rodzeństwie, kłótnie między rodzicami, a dziećmi. Dzień bez kłótni stał się nierealny. Ale grunt to iść spać pogodzonym i tego pilnujemy. Nie zawsze wychodzi, takie jest życie. Ale dopóki w tle kłótni tli się miłość, nie mam powodów do obaw.
L jak lenistwo.
Tak rzadko już się zdarza, ale jak już jest to jest podwójnie docenione i w pełni wykorzystane.
Ł jak łzy.
Łzy szczęścia, wzruszenia, bezradności, strachu. Nie zliczę ile już ich – jako matka – wylałam. Łzy hormonalne, łzy na wzruszającej bajce, reklamie. Łzy na każdym przedstawieniu, zaśpiewanej piosence, wyrecytowanym wierszyku.
M jak miłość.
Bezgraniczna, bezwarunkowa. Nie zawsze od pierwszego wejrzenia, ale każdego dnia coraz silniejsza.
N jak Natalia.
Nasza gwiazdeczka, nasza kropka nad „i”. Uzupełnienie rodziny. Uśmiech od ucha do ucha. Kochana histeryczka. Jestem pewna, że sobie w życiu poradzi.
O jak osłoda.
Uśmiech. Uśmiech dziecka na osłodę. „Kocham Cię Mamusiu” na osłodę. Przytulaski na osłodę. Noski-noski na osłodę. Dzieci mają milion sposobów na osłodzenie nam tego, co często one same zrujnowały. I magiczne jest to, że do pewnego wieku, wystarczy naprawdę niewiele, aby tym małym słodziakom osłodzić ich dzień.
P jak pieniądze.
Niby 500+ ale jakby 5000-. Dzieci kosztują. FORTUNĘ. Ile matek z zakupów dla siebie wychodzi z rzeczami dla dzieci! Ile marzeń trzeba spełnić przez te lata, często kosztownych, których nawet sam Święty Mikołaj z Zającem razem wzięci nie ogarniają. Ile kasy zostawiamy w aptece, na wcale nie własne recepty. A ile w ubraniach, ubranych trzy razy na krzyż, bo rosną w takim tempie, że ma się ochotę ograniczać racje żywieniowe. Niestety okazuje się, że nawet sucha bułka wystarczy, żeby przez noc wyrosły z połowy ubrań. A potem książki, studia. „Dorzuć się Rodzicu do mieszkania”. Ale spokojnie, przypomnę się, jak dostanę pierwszą emeryturę… ;)
R jak radość.
Dzieci dają radość. Nawet, gdy jest źle, one potrafią rozchmurzyć nawet największych ponuraków. Nikt nie oprze się zmarszczonemu noskowi, szczerbatemu uśmiechowi, czy tekstach z kosmosu. „Ważne, że jesteśmy razem” – powiedział Żabek wczoraj i to sprawia, że czuję radość i wdzięczność. Ma rację. Rodzina razem = radość.
S jak sen.
Utracony wraz z pierwszą ciążą. Już nigdy nie będzie się spało tak samo! Bo nawet jak dzieci nie budzą w nocy, to budzi fakt, że nie budzą. Poza tym wyczuwają weekend i nawet, gdy w tygodniu trzeba za uszy wyciągać z rana do przedszkola, to w wolne wstaną skoro świt, bez niczyjej pomocy.
T jak Tata.
Najwspanialszy Tata dla moich dzieci. Czasem – jak i matkę – poniosą go nerwy. Ale dla swoich dzieci zrobi wszystko. Dumny z syna, wpatrzony w córkę. Obecny. Biorący odpowiedzialność za swoją rodzinę. Potrafiący zająć się dziećmi tak samo dobrze jak matka. Nie uciekający od obowiązków. Czuły i kochający najbardziej na świecie.
U jak ulga.
Za każdym razem, gdy ukoję je w bólu. Za każdym razem, gdy przestają płakać, krzyczeć, histeryzować. Gdy wcześnie zasypiają po ciężkim dniu. Gdy czuję, że nie mam już sił i Szanowny Małżonek staje na warcie. Ulga dzieci, gdy po kłótni, rodzice zapewniają, że i tak, zawsze je kochają. Gdy obudzi koszmar, a rodzic złapie za rękę.
W jak Wojtek.
Pierworodny. Wymarzony starszy syn. Kochany cwaniaczek. Potrafi mnie zaskoczyć, wzruszyć i napawać dumą. Jestem pewna, że wyrośnie na dobrego i fajnego człowieka.
Y jak Yyyy…
Moja dość częsta odpowiedź na skomplikowane pytania 5-latka. „Mama, skąd jest prąd? Yyyyy…. Mama, a ile oczu ma pająk? Yyyyy…. Mama, a skąd się biorą dzieci? YYYY….”.
Z jak zaufanie.
Bardzo trudno zaufać sobie i swojej intuicji, zwłaszcza gdy wcielamy się w nową rolę – lub wcielamy się w rolę mamy na nowo. Jeszcze trudniej zaufać Partnerowi, bo przecież my robimy wszystko „najlepiej”. A najtrudniej zaufać dzieciom. Ale często naprawdę warto, bo gdy już nam się uda, mogą nas naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Czasami natomiast zbyt łatwo ufamy obcym, teoretycznie mądrzejszym od nas, opierając się całkowicie na ich opiniach i poradach, nie szukając potwierdzenia, ignorując własne przeczucie. Skutki tego czasem potrafią być tragiczne, dlatego warto ufać, ale trzeba się nauczyć, kiedy i komu to zaufanie powinno się ograniczyć.
Ż jak życie.
Właśnie takie. Nieidealne. Pełne przeróżnych emocji. Z dniami lepszymi lub gorszymi. Zwyczajne, a jakże nadzwyczajne. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że macierzyństwo mi to życie skomplikowało. Ale jakże ubarwiło. Wniosło niewyobrażalną ilość miłości! A także strachu. I wiem jedno na pewno. Nie zamieniłabym tego mojego życia na żadne inne, bo pomimo zakrętów i upadków, jest naprawdę wspaniałe. Mam nadzieję, że w codziennym pędzie, uda mi się je bardziej doceniać.
Taki elementarz powinni rozdawać na porodówkach, najlepiej w wersjach od różnych mam, aby każda świeżo upieczona mama miała pewność, że ogrom różnych i często skrajnych odczuć i emocji jest w macierzyństwie na porządku dziennym. Grunt się z nim oswoić :)
Please check your feed, the data was entered incorrectly.- 28 December 2018
- No Comments
- matka, przemyślenia, rodzina