By 

#TOP7: Największych wrogów ciężarnych.


Domyślam się, że każda Ciężarówka ma swoją prywatną toplistę znienawidzonych rzeczy (i ludzi) w ciąży. Ale myślę, że znajdziemy wiele wspólnych punktów w tym temacie. Im bardziej zaawansowana ciąża, tym więcej rzeczy wywołujących frustrację.

Nasze hormony-gnojki aż tańczą z radości na myśl o wyprowadzeniu nas z równowagi codziennością, która w normalnym stanie wydałaby się nam błaha i nie warta uwagi. Ten „magiczny” i błogosławiony stan zapewnia nam nie lada atrakcji każdego dnia. A im bliżej rozwiązania, tym nasze życie robi się nie tylko ciekawsze, ale również bardziej skomplikowane…

#1. Buty i skarpetki.

Te wiązane powinny mieć dołączoną informację – nie nadają się do użytku w III trymestrze ciąży. Ubranie skarpetek w pewnym momencie staje się wyzwaniem na równi ze zdobyciem Kilimandżaro… Ja oczywiście na zimę kupiłam sobie wiązane buty. Przynajmniej będzie wymówka,  żeby Szanowny przede mną uklęknął „raz jeszcze”!

#2. Nocne wizyty w toalecie.

Nawet nie tyle uciążliwy jest fakt, że musisz sikać co pół godziny, ale najgorsze jest to, że trzeba się podnieść z łóżka. Można to robić na różne sposoby, z czego żaden nie jest ani normalny ani bezbolesny. Polecam „na wypych” – przy pomocy partnera lub „na pingwina” – kiwasz się, kiwasz na boki, aż grawitacja zrobi swoje.

#3. Ciotki „dobre rady„.

Zwłaszcza te bezdzietne lub – o zgrozo – płci męskiej. Które będą Ci powtarzać, że masz się wyspać póki możesz (sama spróbuj się wyspać z dynią wsadzoną pod piżamę!), komentować Twoją wizytę u fryzjera („jak pofarbowałaś włosy to dziecko urodzi się rude, a jak ścięłaś – to głupie”) czy wielkość brzucha („Będą trojaczki?! Lepiej nie jedz tego pączka…”).

#4. Laboratorium i przychodnia.

Bo tutaj każdy jest chorszy i najchorszy, a ciąża to przecież nie choroba. Nikt nie pomyśli o tym, że jednak jest to wylęgarnia wirusów, z którymi ciężarna łatwo nie wygra. Nikogo nie obchodzi, że ze zwykłej infekcji będzie wychodziła przez ponad miesiąc, a w nocy zatkany nos nie pozwoli jej spać, bo niczego sensownego nie może sobie psiknąć. Już nawet nie wspominając o tym, że jak trafi jej się towarzystwo dziecka z różyczką, to już jest poważne zagrożenie dla jej ciąży! Ale nie… „Ja byłam pierwsza, mam 80 lat, a to starszym się ustępuję! Jak ja chodziłam w ciąży, to nikt się nad ciężarnymi nie litował, ciąża to nie choroba! Pani młoda, może poczekać”.

#5. Komunikacja miejska i kolejki w sklepach.

Dużo się mówi o pierwszeństwie kobiet w ciąży, o tym żeby ustępować miejsca, być empatycznym i wyrozumiałym. Sama napisałam o tym parę razy >>TU<< i >>TU<<, a nawet w telewizji i radio walczyłam o zrozumienie tego, co powinno być podstawą dobrego wychowania. I co? Gówno, chce się rzec. Autobusów się wystrzegam, bo nie mam pewności czy dojadę do celu w jednym kawałku. W sklepach bywam regularnie, ponieważ rodzina codziennie domaga się obiadu, ale jeszcze ani razu nikt nie wpadł na pomysł, by mnie przed siebie przepuścić, bo być może jest mi ciężko. Nope – nie ma, że ciężko! Trzeba było o tym pomyśleć przed tym jak się wpuściło męża do łóżka.

#6. Schody.

Zrozumieją te, którym rozchodzi się spojenie łonowe. Wtedy każdy krok jest niczym mały poród. A krok postawiony wyżej – ohoo, to dopiero wyzwanie! Mieszkając w domu, w którym sypialnia znajduje się na poddaszu, czuję się jakbym przegrała życie, za każdym razem, gdy zejdę na dół i orientuję się, że telefon został przy łóżku. Gdy z łzami w oczach wdrapuję się po raz kolejny na mój prywatny „Mount Everest” powtarzam sobie, że to jest właśnie moja aktywność w ciąży…

#7. Hormony!

Najgorszy z moich wrogów. Sprawia, że w ciągu paru minut mój nastrój zmienia się z radosnej euforii w nieutulony żal i rozpacz. Płaczę na reklamach, w których występują małe zwierzęta, małe dzieci lub starsi ludzie. Nie mogę oglądać ani czytać dramatycznych historii. Wściekam się o tak zwane „byle gówno”. Biedny Szanowny Małżonek nigdy nie wie w jakim stanie zastanie mnie po pracy – czy z uśmiechem gotującą obiad, czy płaczącą nad ulotką jedzenia na wynos. Żabek też nie ma lekko – matka albo się nadmiernie rozczula i wzrusza, albo łatwo wpada we frustrację. Przyznaję, że życie teraz ze mną nie należy do najłatwiejszych…

Spokojnie Matko, to wszystko minie!

I to jest jedyne pocieszenie na jakie mnie stać. Wszystko mija. Póki co szukam sobie nowych przyjaciół – a są nimi między innymi: łyżka do butów, poduszka rogal, prywatne laboratorium, samochód, kawa, melisa i czekolada. A już za parę tygodni zawiążę sznurowadła w moich nowych butach, wejdę bez bólu i zadyszki na drugie piętro, śmiało przejadę się komunikacją miejską, zapomnę o nocnych pielgrzymkach toaletowych i sama będę przepuszczać „ociążałe” mamusie w kolejkach. Tylko „ciotki dobre rady” zostaną ze mną, aż wszystkie dzieci osiągną pełnoletność…

Podzielcie się ze mną swoimi ciążowymi wrogami lub napiszcie, który jest najbardziej upierdliwy! Trochę uśmiechu – nawet tego przez łzy – nam się wszystkim bardzo przyda :)

Please check your feed, the data was entered incorrectly.

 

Print Friendly, PDF & Email

YOU MIGHT ALSO LIKE

Pożegnanie z blogiem.
December 31, 2018
Mój alfabet macierzyństwa.
December 28, 2018
Jak osiągnąć sukces w macierzyństwie.
November 29, 2018
Moje macierzyńskie „pierwsze razy” (do lat 5), które zapamiętam do końca życia.
November 20, 2018
Do czego tęsknię, ja-matka.
November 15, 2018
Porzuć czerń, Matko!
October 25, 2018
Moja dieta po porodzie. #MATKAWRACADOFORMY
October 16, 2018
Nie będę reklamą macierzyństwa.
October 02, 2018
#TOP7: Rzeczy, które uwielbiam!
September 25, 2018