Nie lubię bawić się z dziećmi.
Gdy słyszę, jak Żabek wypowiada pytanie „pobawimy się” to autentycznie mnie krew zalewa. A zaraz po tej krwi wyrzuty sumienia – bo my matki, jesteśmy specjalistkami w wywoływaniu u siebie wyrzutów sumienia…
No, ale powiedzcie sami, co to za matka, która nie lubi się bawić ze swoimi dziećmi??? Wiecie jaka? Normalna. Z moich obserwacji wynika, że naprawdę niewielu mamom sprawia to przyjemność…
Czy jestem złą matką?
To, że nie lubię się bawić, przecież nie oznacza – po pierwsze – że tego nie robię, a – po drugie – że nie spędzam czasu z moimi dziećmi w inny, nawet fajniejszy sposób. Podziwiam wszystkie mamy, które tak kreatywnie i szczerze z chęcią siedzą w klockach, plastelinach, lalkach, autach i puzzlach! Naprawdę. I strasznie żałuję, że nie potrafi mi to sprawić przyjemności, że nie mam pomysłów na jakieś super-fajne zabawy, a gdy tylko mam okazję, z radością oddaję dzieci pod opiekę animatorów (lub Babci-plastyczki). Ale to czy lubimy bawić się w spidermana, chowanego, wyścigi czy inne herbatki z pluszakami nie robi z nas lepszej czy gorszej matki. W końcu większość z nas pełni typowe role matki – kucharki, lekarki, nauczycielki, pocieszycielki, sprzątaczki – więc jak rola animatorki nie jest naszą ulubioną, to naprawdę nie jest to koniec świata!
Zabawa na siłę.
Tak, oczywiście, zdarza się, że się do zabawy przymuszę. Biorę głęboki wdech, siadam na podłogę, biorę do ręki auto i się ścigam. Nie wiem, czy przyjęcia herbaciane lalek będą mnie bardziej zajmować – o tym przekonam się już niebawem, natomiast wyścigi rajcują mnie raczej średnio. Wiem natomiast kogo rajcują bardzo, więc przyczepiam uśmiech do twarzy i ścigam się przez 20 minut z zegarkiem w ręku. Trochę lepiej odnajduję się w tzw. „planszówkach” – ale jest jeden problem. Żabek MUSI wygrywać. Więc pewnie domyślacie się jak kończy się zabawa, gdy przez przypadek jednak wygra mama. Ma-sa-kra.
Zabawa inaczej.
Mając dziecko przedszkolne wiem, że w samym przedszkolu ma się z kim ścigać i bawić w inne równie nudne (dla mnie rzecz jasna!) zabawy. Na szczęście! Dzięki temu w domu mogę postawić na inne formy spędzania czasu – na przykład wspólne czytanie książeczek, wspólne gotowanie, rozwiązywanie zagadek, przytulanie się i kokoszenie. I to jest dla mnie NAPRAWDĘ wartościowy czas, podczas którego nie zerkam co chwilę na zegar. I lubimy razem oglądać bajki. Takie na przykład smerfy – które teraz są u nas na tapecie – można godzinami dyskutować o nich samych i o ich przygodach, a to co potrafi opowiedzieć przedszkolak, to są cudowne i bardzo zmyślone historie, które mogłabym słuchać godzinami. No dobra, minutami (bo czasami marzę, żeby ta buzia się wreszcie zamknęła :) ), ale zajmują mnie na pewno dłużej niż wyścigi samochodowe i sprawiają o wiele więcej frajdy!
Dlatego, jeśli należysz do tych mam, które dostają gęsiej skórki jak widzą auto, lego lub barbie – nie martw się, nie jesteś sama! Pomyśl ile skrzywionych matek siedzi właśnie na dywanie i układa klocki lego, w myślach robiąc listę zakupów na kolejny obiad. A później na bank wlezą w te lego gołą stopą…
Please check your feed, the data was entered incorrectly.- 13 March 2018
- No Comments
- dziecko, matka, zabawa, zabawki