Nowy członek stada.
Większość z Was wie, że nasze stado składało się z rodziców, Żabka, kocicy Kofi i charcicy Perry (Alba Majesticanis). Tak było do poniedziałku. Bo w poniedziałek nowy członek stada pojawił się w naszym domu – charcica Brownieside Majesticanis , czyli Brownie.
Brownie jest – UWAGA, dalsze zdania wymagają skupienia – młodszą, przyrodnią siostrą Perry, z tej samej matki. To nie koniec. Ojciec Brownie, czyli ex-mąż matki Perry i Brownie, jest przyszłym narzeczonym Perry. Taka charcia brazyliada w hodowli Whippetów – Majesticanis.
A ponieważ Brownie urodziła się w moje imieniny, to nie mogłam uznać tego inaczej niż jako znak! Perra urodziła się w światowy dzień psa, więc wtedy również uznaliśmy ten fakt, za znak. Nie trudno sobie zorganizować odpowiednią otoczkę dla swoich szalonych poczynań…
Swoją drogą myślę sobie: Próbuję ogarnąć dwa biznesy, roczniaka z buntem dwulatka, dom z psem i kotem, Szanownego Małżonka (który w delegacjach jest coraz częściej), a teraz jeszcze szczeniaka. Kiedy mnie tak, delikatnie mówiąc, pogrzało?
Żabek nowe zwierze przyjął z totalną olewką. Perra się trochę obraziła. Kofi rzuciła nienawistne spojrzenie. Obawiam się, że kot tego nie przetrawi – nawet zaczęłam szukać dla niej jakiegoś drapaka na pocieszenie (na http://importmania.pl/ są nawet w przyzwoitej cenie), ale obawiam się, że nawet jakbym jej kupiła kontener tuńczyka, wyłapała wiadro myszy i oddała małżeńskie łoże – to i tak byłby foch.
Tak więc, moi drodzy, fundując sobie taki prywatny sajgon – na własne życzenie – mogę zagwarantować, że nie zabraknie mi tematów do poruszenia na blogu. A przecież o to chodzi… Ale mimo wszystko trzymajcie za mnie kciuki – jak to ogarnę to już z wszystkim dam radę!
Ps.
Powyższy post został napisany na parę godzin przed tym, jak dopadła mnie grypa żołądkowa. Noc wyglądała tak, że ja co chwila biegałam do kibelka (po raz pierwszy się przekonałam, że można w tym samym momencie pozbywać się zawartości organizmu zarówno dołem jak i górą – czego nikomu nie życzę i dziękujmy Bogu, że uszami nic nam się w takiej sytuacji nie próbuje wydostać), natomiast Szanowny Małżonek robił kursy z Brownie na siusiu. Więc całą noc, na zmianę, piszczałam albo ja albo szczeniaczek. Dziękuję Wam za wszystkie złote rady. Z radością napiłam się wygazowanej coca-coli, zjadłam małą miseczkę rozgotowanego ryżu z ugotowanym jabłkiem (od Babci) i jeszcze nafaszerowałam się Nifuroksazydem i Stoperanem. Powiem Wam, że dzisiaj obudziłam się szczęśliwa, bo całą noc przespałam. Poza bólem głowy i utratą 3 kg (dieta cud) po żołądkowej masakrze ani śladu!
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 4 March 2015
- 11 komentarzy
- dziecko, pies, rodzina, zwierzęta