Pierwszy rok macierzyństwa.
„I co my teraz zrobimy?” – pomyślałam sobie rok temu, patrząc na małe, pomarszczone, zażółcone ciałko. „I co my teraz zrobimy?” – kotłowało mi się w głowie. Duże oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem. Moje pewnie były równie duże ze strachu. Oficjalnie zostałam matką.
Czułam się jakbym cały świat miała na ramionach – tak zostałam przytłoczona odpowiedzialnością. Tą najtrudniejszą odpowiedzialnością – bo za drugiego, bezbronnego człowieka.
„I co my teraz zrobimy?„
Pomyślałam sobie przedwczoraj, patrząc na małego chłopca, z pełną i śmierdzącą pieluchą, który z łobuzerskim uśmiechem szykuje się do strącenia doniczki z parapetu. Duże oczy wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Moje równie duże ze strachu. Bo jak zwali tę cholerną doniczkę to:
a) doniczka stłucze się,
b) ziemia się rozsypie,
c) kwiatek się połamie,
d) chłopiec się przestraszy i rozpłacze,
e) i nie daj Boże upadnie na tyłek, rozpłaszczając przy tym zawartość pieluchy, która może uciec bokiem i zmieszać się z ziemią z doniczki…
Widzicie różnicę, prawda?
To zdecydowanie był najbardziej intensywny rok mojego życia. Rok macierzyństwa. Emocjonalna bomba. Wszystkie możliwe stany: od depresji do euforii. A przede wszystkim cała masa wątpliwości. Jak większość z ich sobie przypomnę to sobie myślę, że chyba naprawdę powariowałam…
„A jeśli nie nauczy się podnosić główki?!” – nauczył się.
„A jeśli nie nauczy się przekręcać na brzuszek?!” – nauczył się.
„A jeśli nie nauczy się siadać?!” – nauczył się.
„A jeśli nie nauczy się jeść z łyżeczki!?” – nauczył się
„A jeśli nie nauczy się chodzić?!” – nauczył się.
„A jeśli nie nauczy się mnożyć?!” – to będzie używał kalkulatora.
Również na każdym kroku towarzyszyły mi zmartwienia…
„O mój Boże! Nie zrobił kupy od dwóch dni!!! NA PEWNO jest coś nie tak!”
„O mój Boże, to już 6 kupa dzisiaj!!! NA PEWNO jest coś nie tak!”
„Znowu ząbkuje! NA PEWNO jest coś nie tak!”
„Przestał ząbkować! NA PEWNO jest coś nie tak!”
„Już pokazywał jaki jest duży i przestał – NA PEWNO jest coś nie tak!”
„Ciągle pokazuje jaki jest duży – NA PEWNO jest coś nie tak!”
Jak widać, pierwszy rok macierzyństwa jest wypełniony emocjami, skrajnościami i robi chyba z każdej kobiety wariatkę. Dzięki Bogu z miesiąca na miesiąc zaczynamy luzować.
Po roku macierzyństwa:
- Kaszel już niekoniecznie oznacza gruźlicę.
- Zadrapanie czy siniak nie są końcem świata.
- Nie na każdy płacz zrywam się jak łania, którą goni wilk.
- Podczas przewijania czy ubierania nie martwimy się, że pourywamy rączki lub nóżki.
- Kolor kupy ani częstotliwość wypróżniania nie jest już ani interesująca ani fascynująca.
- Nie robi na mnie wrażenia jedzenie znajdujące się na podłodze. Nawet jeśli trafi do dziecięcej buzi. Nawet jeśli w towarzystwie sierści.
- Nie chce jeść? Trudno, zje jak zgłodnieje. Najwyżej znajdzie coś na podłodze…
Mam nadzieję, że kolejne lata dadzą nam jeszcze więcej luzu, bo coraz więcej radości to myślę, patrząc na ten łobuzerski uśmiech, że mamy zagwarantowane…
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 15 December 2014
- 55 komentarzy
- dziecko, matka, roczek