Pożegnanie z blogiem.
To jest decyzja, która przyszła mi bardzo trudno, do której bardzo długo dojrzewałam. Ale ostatecznie zapadła. Ten wpis jest ostatnim wpisem na tym blogu. Po ponad 5 latach oficjalnie kończę prowadzenie bloga „o Matko WaRiatko!”.
Nie chcę tego robić „cichaczem”, „po angielsku”, myślę, że jestem Wam winna jakieś wytłumaczenie, skoro większość z Was może nie jest ze mną od początku, ale na pewno lata – a to zobowiązuje.
Nawet nie wiem od czego powinnam zacząć. Gdy zastanowię się nad głównym powodem tej decyzji, to chyba byłoby to:
Wypalenie.
Tak. Mam poczucie wypalenia w blogowaniu. Myślę zresztą, że w każdej pracy nadchodzi taki moment i albo go jakoś przechodzimy, albo zmieniamy pracę. Ja nie chcę go „jakoś” przechodzić. Wydaje mi się, że 5 lat to wystarczający czas na jedną pracę. Chociaż niektórzy całe życie potrafią spędzić w jednym miejscu, to ja do tych osób nie należę. Potrzebuję co jakiś czas zmiany i właśnie teraz ten czas nadszedł.
Najgorsze w takim wypaleniu jest to, że przestaje się wkładać serce w to, co się robi. A ja brak tego serca obserwuję już jakiś czas na blogu i przeokrutnie mnie to boli. Bo tak naprawdę prowadzenie tego bloga było moją autentyczną pasją. Dawało radość, satysfakcję, o pensji nie wspominając. Teoretycznie praca marzeń. Zresztą tak samo myślałam, o poprzedniej pracy, w której było mi dobrze przez prawie 4 lata. Jak już pisałam wcześniej, co jakiś czas potrzebuję zmian. A nie mogę pozwolić na to, by kwestie wygody czy kwestie finansowe były jedynym co mnie w tej pracy trzyma – bo to byłoby fałszywe, wobec Was. A ja nie znoszę fałszu.
Zmęczenie.
Już pomijając fakt, że właściwie od tych 5 lat nie byłam na urlopie i pracowałam nawet bezpośrednio po porodach, w weekendy, święta, wieczory – co jest normalne jak się prowadzi bloga. I nie jest to też jakaś fizycznie wykańczająca praca. Ale zmęczyło mnie to, że nie chcąc tracić czasu dla rodziny, muszę poświęcać mój czas. Zatem ktoś za to płaci. W tym momencie nie mogę usiąść sobie w ciągu dnia na parę godzin do kompa, jak w normalnej robocie – Żabcia mi na to nie pozwoli :) Skończyło się! Muszę wykorzystywać wieczory. A, gdy do tego dochodzi wcześniej wspomniane wypalenie, to sami się domyślacie, że te wieczory do przyjemnych nie należą.
Żabki.
Jakby nie patrzeć spora część ich życia znalazła się na blogu. I dotyczy to głównie Żabka, który właśnie skończył 5 lat. I mimo, że jestem przekonana, że w przyszłości ten blog, będzie dla niech świetną pamiątką, to uważam, że w pewnym momencie powinno się bardziej dbać o prywatność dzieci w Internecie. I myślę, że dla Żabka właśnie ten moment nastał. Niedługo idzie do szkoły i powoli sam może decydować o tym czy chce lub nie chce „być na świeczniku”. I ja to muszę uszanować.
Hejt.
Muszę również wspomnieć o tym, dość popularnym, zjawisku w Internecie. Hejt jest paskudną sprawą. Mój tyłek co prawda przez te 5 lat zdążył się dość uodpornić na takie zagrywki, ale jednak nie do końca. Jestem wrażliwcem i uderzanie w niektóre struny uderza we mnie z pełną mocą. Aż mi się przelewa. Dotyczy to oczywiście takich tematów jak: karmienie, szczepienie, czy pewne kwestie wychowawcze. I pomimo wielu blokad w myśl zasady, że nie pozwolę „srać w moje podwórko”, to jednak wcześniej muszę to przeczytać. Krytyki również nie lubię, ale przełknę – zwłaszcza jak konstruktywna. Ale hejtu nie zniosę. A Internet jest coraz mniej przyjemnym środowiskiem i im bardziej popularny blog – a mój może nie jest w czołówkach, ale jest dość rozpoznawalny – tym więcej tej plagi. Boję się, że jak to by się jeszcze bardziej rozkręciło, to ja byłabym chora z tego hejtu. Nie jest mi to potrzebne.
Korzyści.
Póki co, wszystko, o czym napisałam, daje taki strasznie ciemny obraz blogowania. Nie chcę, żebyście nie zrozumieli mnie źle. Blog i te 5 lat dało mi najwięcej korzyści, w porównaniu z każdą inną pracą jaką miałam! I wcale nie mam tu na myśli korzyści finansowych, chociaż te również nie były bez znaczenia. Przede wszystkim miałam przyjemność poznać masę, ale to masę wspaniałych ludzi! Brałam udział w ciekawych konferencjach, miałam okazję być prelegentem i dzielić się moją wiedzą. Byłam zapraszana na ciekawe eventy, miałam interesujące współprace. Dostałam setki wspaniałych i motywujących maili. Miałam poczucie misji w walce z depresją poporodową i w nagłośnianiu tego problemu. Miałam przyjemność bycia w telewizji, radiu i gazetach. Kobiety nie raz zapewniały mnie, że to co robię MA SENS. Dlatego w kwestii mojej największej misji, czyli DEPRESJI POPORODOWEJ, będę zawsze, ale to zawsze do dyspozycji potrzebujących. Zawsze można się ze mną skontaktować, porozmawiać, poradzić. Jestem żywym przykładem, że można to cholerstwo zwalczyć i być szczęśliwą matką. Pamiętajcie o tym.
Dziękuję.
A teraz będzie jak na Oskarach! Ale myślę, że to nawet na miejscu, zważywszy na fakt iż na początku mojej drogi blogowej też dziękowałam. Najbardziej chcę podziękować Wam, moi Czytelnicy, bo bez Was nie byłoby tego wszystkiego. Prawda jest taka, że bloga raczej nie prowadzi się dla siebie. To Wy byliście moją motywacją, to Wy często broniliście mnie przed hejtem, Wy dawaliście dobre rady i wsparcie. Od 2014 roku blog miał 2,5 miliona odsłon.
Muszę również podziękować Szanownemu Małżonkowi, który mimo tego, iż nie do końca był przekonany do mojej działalności, wspierał mnie pod każdym, absolutnie każdym względem. Chociaż momentami wyglądało to tak, jakby był zmyślony :) On jest, mój wymarzony i idealny, wkurzający i czasem przeginający, ale MÓJ JEDYNY. Kocham Cię najbardziej na świecie. Dziękuję :*
Dziękuję Przyjaciołom, a oni już wiedzą kogo mam na myśli. Przyjaźń, po miłości, jest drugą najważniejszą dla mnie wartością i mam nadzieję, że oni wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć – tak jak ja na nich – i że ich kocham. Wspierali mnie, gdy bałam się pokazać bloga światu. I wspierają mnie teraz, gdy uznałam, że czas zakończyć tę przygodę. Dziękuję Wam za to :*
Dziękuję Rodzinie. Mojej Mamie, mojemu Bratu i Bratowej, których strasznie kocham. Mojemu Tacie, którego kochałam równie mocno i który wierzę, że kibicuje mi z góry. Rodzinie Szanownego Małżonka, którą traktuję jak własną. Znalazła się taka wariatka pośród Was i dajecie sobie z nią radę ;)
A najbardziej dziękuję moim Dzieciom, moim Muzom – gdyby nie one, to ten blog i ta przygoda życia w ogóle by nie powstały! W tym wszystkim to Wy jesteście najważniejsze! Jesteście natchnieniem i idealnym uzupełnieniem mojego życia. Niezależnie od tego jak bardzo mnie wkurzacie :) Kocham Was tak bardzo, że nie jestem w stanie tego ująć słowami. I mam szczerą nadzieję, że czytając tego bloga, będąc dorosłymi już ludźmi, nie raz się wzruszycie i będziecie pamiętać jak bardzo Was kochamy.
Ale… nie znikam!
Kochani, przede wszystkim – blog nie będzie likwidowany! To co w nim zawarłam pozostaje. Po prostu nie będą pojawiać się nowe artykuły. Wszystkie 631 wpisów jest do Waszej dyspozycji! Mam nadzieję, że wciąż będą służyć i pomogą nie jednej mamie.
Poza tym – pozostaję na FACEBOOKU i INSTAGRAMIE – tam wciąż będę aktywna. Zaczęłam czerpać masę przyjemności z komunikacji w social mediach, gdzie mam poczucie większej więzi z Wami! Zatem obserwujcie mnie tam dalej, bo tam się dopiero będzie działo! Plotki, narzekania, kawa, prosecco, #DialogiNaŻabieNogi, życiowe wariacje i zawirowania – TAM BĘDĄ. Nie potrafię się z Wami definitywnie rozstać :)
Więc KLIK poniżej jak chcecie ze mną zostać:
Please check your feed, the data was entered incorrectly.Co dalej?
Dużo osób mnie właśnie o to pyta, a ja tak naprawdę nie wiem co odpowiedzieć. Dalej… będę na Facebooku dzielić się moimi macierzyńskimi spostrzeżeniami. Dalej będę wspierać matki przechodzące depresję poporodową. Dalej będę na urlopie macierzyńskim, mimo, że z urlopem ma on tyle wspólnego, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Przez jakiś czas chcę się skupić na byciu… kurą domową! Właśnie tak. I mam nadzieję, że w tym czasie wpadnę na to „co dalej”, tak samo jak wpadłam na to, żeby prowadzić bloga. Jedno jest pewne – marzy mi się napisanie książki i być może to jest właśnie ten czas, zobaczymy. Z 2019 rokiem wiążę sporo nadziei, ale czas je wszystkie zweryfikuje. Nie siadam na laurach, biorę oddech i brnę do przodu.
Statystyki.
Ogólne.
Na koniec przydałoby się jeszcze jakoś podsumować samą działalność, zatem:
Odsłon: ponad 2.5 mln
Wpisów: 631
Fanów na FB: ponad 35 000
Fanów na IG: ponad 3 400
Media.
Wszystko co poniżej znajdziecie w zakładce >>współpraca<<
Wystąpień w TV: 4
Wystąpień w radio: 5
Artykuły w gazetach: 4
Republikacje: 2
Prelekcje: 2
Wpisy.
#TOP7 Najczęściej odwiedzanych wpisów to:
- O skokach rozwojowych.
- O bostonce.
- O samodzielnym zasypianiu.
- O planie dnia.
- O rozszerzaniu diety.
- O tym, że dziecko przy matce jest potworem.
- O kupie.
#TOP7 Moich najważniejszych wpisów:
- O depresji.
- Jak karmić dziecko.
- O samotności.
- Padłaś? Powstań!
- Dla hejterek.
- D-MER i karmienie piersią.
- Nie radzę sobie.
#TOP7 Moich ulubionych wpisów:
- Cykl: „Zawód:matka”
- Sen dziecka w pigułce.
- Cykl: #MatkaWracaDoFormy
- Pewne wspomnienia…
- Fakty i mity na mój temat.
- Teksty „dla mojego dziecka” i „dla moich dzieci”
- O tym, że chcę do domu starców.
Współpraca.
Chciałabym również podziękować wszystkim firmom, które mi zaufały i podjęły się ze mną współpracy. Skoro coś robiliśmy razem, to naprawdę musiałam uznać, że jest to tego warte. W Nowym Roku zapraszam Was do kontynuowania współprac ze mną na moich social mediach. Szczegóły znajdziecie w zakładce >>Współpraca<<. Ale reklamuję tylko fajne, sprawdzone rzeczy – to się nie zmieni :)
Podsumowanie
Kochani, to były wyjątkowe lata i to jest dla mnie wciąż wyjątkowe miejsce – i w Internecie, i w sercu. Naprawdę nie przyszło mi to łatwo i to zakończenie bardzo mnie wzrusza. Cieszę się, że miałam możliwość pisać o tym, co mi leży na sercu, o tym czego się nauczyłam, czego się dowiedziałam, co poznałam. Największą satysfakcją sprawiła mi pomoc mamom z depresją poporodową – i chcę to jeszcze raz podkreślić, że wciąż dla Was jestem! Jak potrzebujecie wsparcia, to śmiało do mnie piszcie. Zakładka >>KONTAKT<< pozostaje aktualna.
Również bez zmian pozostaje >>SKLEP<<, gdzie wciąż możecie zamawiać metryczki i pamiątkowe obrazki. :)
Na koniec chciałabym Wam życzyć, aby nadchodzący – 2019 rok – spełnił Wasze oczekiwania. Abyście Wy i Wasze rodziny nie chorowali i mieli wiele powodów do radości. Sobie życzę odnalezienia nowej drogi i zdrowia dla całej naszej rodziny. Jeszcze raz dziękuję, że mogłam Was tu gościć i do zobaczenia na fejsie! ♥️♥️♥️
- 31 December 2018
- No Comments
- matka, przemyślenia, rodzina