By 

Pregnancy Blues, czy depresja w ciąży?


Nie wiem czy istnieje takie sformułowanie jak „Pregnancy Blues„, ale skoro jest „Baby Blues” po porodzie to i takie powinno istnieć. W każdym razie, dla własnych potrzeb, będę się nim posługiwać. Bo dzisiaj właśnie o tym – o smutku i depresji w ciąży…

„Pregnancy Blues” dla mnie to jest stan, który jeszcze nie jest depresją w ciąży, ale podobnie jak Baby Blues, jest stanem smutku, niepokoju, zmartwienia – czegoś, czego zarówno w ciąży, jak i po porodzie, chcemy uniknąć, a co jednak dopada wiele mam. W tym i mnie nie ominęło.

W stanie ciągłego smutku spędziłam prawie cały 4 miesiąc ciąży.

I co z tego, że ciąża chciana, zaplanowana, wyczekiwana. Co z tego, że miałam tak silny instynkt macierzyński, że byłam bliska wykradania niemowlaków z obcych wózków. Dlatego w życiu bym się nie spodziewała, że ciąża w pewnym momencie mnie zasmuci. W pierwszej ciąży takiego stanu nie doświadczyłam – kto wie, być może po prostu nie miałam na to czasu, a może miałam inne stężenie hormonów.

Wiecie jak ja się dokładnie czułam w tym czasie?

Czułam bezsens. Taki okrutnie smutny bezsens. Potrafiłam leżeć godzinami w łóżku i płakać. Byłam przemęczona (efekt uboczny I trymestru) i fakt, że nie mam siły na wiele rzeczy, że tak bardzo chce mi się spać, tylko wzmagał to poczucie. Pracując „na swoim” i nie mając zleceń tym bardziej czułam, że do niczego się nie nadaję. Wydawało mi się, że jakbym normalnie chodziła do pracy, to byłoby lepiej. W wolnym czasie jak jakaś wariatka przeglądałam oferty pracy, wiedząc, że i tak nikt mnie nie zatrudni… Miałam żal do siebie, że nie mam siły na aktywne zabawy z Żabkiem, że Mąż musi mnie znosić w takim stanie. Zastanawiałam się nad sensem powiększania rodziny, nad tym „w co ja się znowu ładuję”. Zaczęły się pojawiać ataki paniki. Byłam przerażona, bo nie mogłam im zapobiec lekami, tylko sama musiałam się z nich wygrzebywać, co nie dość że trwało długo, to dodatkowo wyczerpywało resztki mojej energii.

Poza tym martwiło mnie, czy dziecko, które w sobie noszę, jest na pewno zdrowe, czy mu nie szkodzę w jakiś sposób. Przed USG dosłownie świrowałam, pozytywny wynik badań prenatalnych nie był dla mnie żadną gwarancją. Bałam się, że jeśli mi coś się stanie (silna alergia, wstrząs anafilaktyczny – jak ten co przeżyłam rok temu, problemy z kręgosłupem powodujące ból głowy) to wpłynie na dziecko. Co jeśli będę musiała zażyć adrenalinę? Co jeśli będę musiała wybierać między dzieckiem a leczeniem? Sytuacja całkiem hipotetyczna, a wyprowadzająca mnie z równowagi, prowadząca prostą drogą do ataków paniki.

To co ja przeszłam to nie była jeszcze depresja. Nie musiałam rozpoczynać leczenia farmakologicznego (chociaż takowe w ciąży jest możliwe), wystarczyło pogadać z moją psychiatrą-psychoterapeutką i przeczekać – hormony najwyraźniej po tych paru tygodniach się ustabilizowały, a do mnie powróciła radość z faktu, że po raz kolejny zostanę mamą. Co nie oznacza, że całkowicie przestałam się smucić – wciąż mam typowe dla ciąży wahania nastrojów, ale smutek już nie trwa tak uporczywie długo.

Jak rozpoznać depresję w ciąży?

Natomiast sama depresja jest już bardzo poważną sprawą i trzeba działać. Może ona dotyczyć 10 – 15% przyszłych mam, chociaż znając życie, statystyki pewnie są zaniżone. Jeśli czujemy, że coś jest nie tak, lub widzimy że z bliską nam ciężarną dzieje się coś niedobrego – trzeba działać. Ciężarne i matki lubią wypierać depresję, bo „matce nie wypada”, „ciąża to nie powód”, a wyrzuty sumienia są tak wielkie, że zamiast się leczyć jeszcze bardziej wpadają w bagno choroby. Jednak depresja w ciąży jest bardzo trudna do rozpoznania, bo z wahaniami nastroju ma do czynienia chyba każda ciężarna. Smutek mieszający się z radością, strachem, niepokojem, szczęściem – to typowy objaw ciąży i nie powinien nikogo niepokoić. Jednak kiedy stan przygnębienie utrzymuje się tygodniami, pogłębia się, towarzyszy mu ciągłe zmęczenie, brak zainteresowania „normalnym życiem”, przyszłą mamę nic nie cieszy, a wobec siebie jest bardzo krytyczna – to już jest sygnał alarmowy i należy działać, zanim poczucie beznadziejności i bezsensowności przesłoni to, co naprawdę ważne.

Jak radzić sobie ze smutkiem w ciąży?

Czasami, zanim rozwinie się depresja, a pojawi „pregnancy blues” przeze mnie wspomniany, wystarczy rozmowa z kimś życzliwym. Najlepiej oczywiście z psychiatrą lub psychoterapeutą, ale czasami może to być przyjaciółka, mama, znajoma (zawsze możecie napisać do mnie!). Mi pomaga świadomość, że problem nie dotyczy tylko mnie i zapewnienie kogoś, kto to przeżył, że minie. Poza tym w tym czasie bardzo pomogło mi dodatkowe zajęcie „wyłączające myślenie” – stało się nim haftowanie. Wiem, że brzmi „babcinie” i sama na początku nie mogłam się przemóc, żeby zacząć, ale okazało się zbawienne dla duszy. Krzyżyk za krzyżykiem wyłączały głowę, a ja mam poczucie, że COŚ robię i się uspokajam. I tak powstaje haftowane serce dla mojej Żabci, która będzie mogła się pochwalić, że jej mama zrobiła to dla niej będąc z nią w ciąży.

Jak radzić sobie z depresją w ciąży?

Udać się do specjalisty – najlepiej psychiatry, który oceni czy konieczne jest leczenie farmakologiczne. Są leki, które można bezpiecznie przyjmować w ciąży, a które wpłyną na poprawę nastroju. Przyjmowanie ich nie świadczy o słabości, ale o sile i woli walki. Znam przypadki, które wspomagały się lekami w ciąży, a po porodzie ich samopoczucie wróciło do normy, są szczęśliwymi mamami szczęśliwych dzieci. Problem należy zgłosić ginekologowi prowadzącemu ciążę – on również może poradzić w tej kwestii lub polecić sprawdzonego specjalistę. Jeśli nie wiesz co zrobić, rób cokolwiek! Powiedz partnerowi, mamie, przyjaciółce – na pewno pomogą Ci się z tym uporać, umówić gdzie trzeba, przytulą i pocieszą. Zostaniesz mamą i będziesz najwspanialszą mamą dla swojego dziecka – i to, że przez jakiś czas było Ci smutno, źle, że miałaś depresję – tego nie zmienia. Walcz o swoje szczęśliwe macierzyństwo już w ciąży, żebyś później nie żałowała straconego czasu.

Wszechogarniający smutek w ciąży to nic nadzwyczajnego. Wiele mam się z nim musi uporać, hormony bywają okrutne. Czasami wystarczy przeczekać, przegadać, a czasami udać się do specjalisty. To chemia w naszym mózgu, nie ma związku z tym, czy jesteśmy dobrymi matkami. Pamiętaj, że nie jesteś z tym sama! Wypłacz ile trzeba. Nie wstydź się prosić o pomoc.

Please check your feed, the data was entered incorrectly.
Print Friendly, PDF & Email

YOU MIGHT ALSO LIKE

Pożegnanie z blogiem.
December 31, 2018
Mój alfabet macierzyństwa.
December 28, 2018
Jak inhalować dziecko.
December 21, 2018
Jak osiągnąć sukces w macierzyństwie.
November 29, 2018
Moje macierzyńskie „pierwsze razy” (do lat 5), które zapamiętam do końca życia.
November 20, 2018
Do czego tęsknię, ja-matka.
November 15, 2018
Porzuć czerń, Matko!
October 25, 2018
Nauka pływania: w grupie czy indywidualnie? #ŻabekNaBasenie
October 18, 2018
Moja dieta po porodzie. #MATKAWRACADOFORMY
October 16, 2018