Przemyślenia Matki #6 – szpitalne perypetie.
Ostatnie dwie doby spędziłam w szpitalu. Powód na pierwszy rzut oka banalny – ostra pokrzywka alergiczna. Tym bardziej warty opowiedzenia, bo może spotkać każdego z nas…
Zacznę od tego, że owa paskudna pokrzywka dopadła mnie 7 czerwca i bardzo powoli, coraz bardziej uprzykrzając mi życie zaatakowała praktycznie całe moje ciało. Zdjęcie, które wstawiam, ma tylko zobrazować sytuację, żeby było wiadomo o czym mowa. Wrażliwcy zamykają oczy!
Jedyne miejsca jakie mi (do tej pory) oszczędziła to twarz (dzięki Bogu), okolice intymne (jeszcze większe dzięki!) i częściowo nogi, brzuch i plecy. Byłam dzielna przez trzy tygodnie, pomimo uporczywego swędzenia, konieczności zasłaniania całego ciała (w ten, kuźwa, nieszczęsny upał), brzydkiego wyglądu i bezsennych nocy. Dałam radę przebalować dwa wesela (każde w coraz dłuższych rękawach) – no, ale tutaj znalazłam pewne ukojenie w odpowiednim znieczuleniu.
W ciągu trzech tygodni odwiedziłam trzech różnych internistów i trzech różnych dermatologów.
Podejrzenie alergii pokarmowej, coraz to silniejsze leki, odstawienie większości produktów – na nic.
W przypływie totalnej rozpaczy, gdy ten shit nie chciał przystopować, a swędzenie doprowadzało mnie już totalnie do szału i nocnych wizyt w wannie z lodowatą wodą zamiast spania, dowiedziałam się, że ani dermatolog ,ani internista, już nic nie mogą mi zaproponować – poza skierowaniem na SOR.
Kierunek: SOR. Obietnica turbo-zastrzyku działającego cuda.
No to idę. Oczy podkrążone długim płaczem z bezradności, skierowanie i wiedza, że potrwa to godzinami. Ale to ostatni gwizdek – Szanowny leci na tydzień w delegację, babcia wraca na działkę, więc naprawdę muszę się ogarnąć. Dawać turbo zastrzyk i wracam do roboty!
Wybrałam KOR Akademii Medycznej w Gdańsku. Biała opaska na dzień dobry sugerowała, że mogą mnie „obsłużyć” nawet po 360 minutach. Nie umieram, mam książki i naładowaną baterię w telefonie – mogę siedzieć! Ale mam szczęście, że to nie sobota wieczór, więc pierwsza konsultacja już o 15:30. Wypłakuję się ratownikowi medycznemu. Że ja wiem, że tutaj ludzie umierający powinni przychodzić, ale już nikt nie jest chętny do pomocy. Gdzie mój zastrzyk??? Ratownik nie wie co z tym zrobić. Dermatologia pracuje do 15. DO 15!!! I nieważne, że ja przyszłam o 14, wszyscy wiedzieli, że z problemem dermatologiczno-alergologicznym i że specjalista jest do 15. I że nie ma innych chętnych. I można było zorganizować mi jeszcze odpowiednią konsultację, ale nieeeeee… Biała opaska i czekaj. Więc czekam dalej, na konsultację u internisty.
Internista przesympatyczny człowiek. Zbiera wywiad i żałuje, że wcześniej nie przyszłam, bo teraz to już nie ma mnie z kim skonsultować. Przecież przyszłam! Ale również żałuję, że nie wcześniej. Cierpliwie czekam na mój turbo-zastrzyk. Pobranie krwi, ekg – wiadomo, podstawa. Ale gdzie mój zastrzyk!? I nagle słyszę: „Zostawimy Panią do jutra, aż przyjdzie alergolog. On zadecyduje, czy zostawić Panią na dłużej”.
WHAT!?
Byłam jeszcze w szoku, jak doprowadzili mnie do „sali obserwacyjnej”.
Fuck, jutro Szanowny wylatuje, trzeba opiekę dla Żabka i całego zoo, na wypadek jakbym miała tutaj wegetować. GDZIE MÓJ ZASTRZYK??? Zanim ostatecznie podłączają mnie pod 2 godzinną kroplówkę, dowiaduję się, że w sali nie ma zasięgu ORANGE. Zajebiście. Proszę o szybkie wyjście na jeden szybki telefon do męża. O pidżamę („proszę pani, tutaj jest sala obserwacyjna nie oddział, pidżam się nie nosi i jedzenia też nie dostaje”). Świetnie, to zadzwonię po jedzenie. I ogarnięcie całego tego burdelu. Przez myśl przechodzi mi jeszcze ucieczka. Ale cholera swędzi na maksa i już dwie doby praktycznie nie śpię. Dzwonię, szybko streszczam sytuację i obiecuję kolejny telefon jak sobie wszystko przemyślę podczas kroplówki. Kładę się pod wężyk i obmyślam opcje. Nagle wszelkie dolegliwości minęły!
Może już jestem zdrowa…?
Szanowny leci z rana, Babcia przełoży wyjazd na działkę i przechwyci wnuka. Do wyprowadzania piesków również musi się ktoś znaleźć. Ok. A jak tylko dopadnę alergologa to przeprowadzę negocjacje odnośnie zastrzyku i szybkiego powrotu do domu. Uspokoiłam się, a uporczywe swędzenie wróciło jak bumerang. Przez prawie dwie godziny sporządzałam listy: co spakować Żabkowi, co spakować mi na dzisiaj i na ewentualny dłuższy pobyt. Najważniejsze – telefon z kartą PLAY (bez Internetów już się nie da…), ładowarkę, skarpetki i sweterek (okrycie od pielęgniarki dostałam po godzinie od grzecznej prośby), książki, rogalika, poduszkę i wino… oh, wait – wodę.
Towarzystwo na sali obserwacyjnej wyborne!
Średnia wieku ze 120 lat – za mną włącznie. Empatia pielęgniarek równa zeru – ale nie mam pretensji, w takim zawodzie trzeba być twardym i nie można się nad każdym litować. Zwłaszcza nad panią z pokrzywką, która się prędzej zadrapie niż umrze. Nawet nie chce mi się czytać książek – SOR tętni życiem całą dobę! Obserwuję i myślę co mam powiedzieć następnego dnia, żeby wypuścili mnie do domu. Po turbo-zastrzyku of course.
Szanowny przywozi najpotrzebniejsze rzeczy i drobne do automatu. Zapewnia o najlepszej opiece dla Żabka i całego zoo. Żegna się przed wylotem i obiecuje przywieźć coś fajnego. Uspokajam się trochę bardziej, ale wiem że jest lipa. Bad timing.
Noc jest koszmarna.
Leki nie działają jak należy. Cóż, żadne to zaskoczenie, bo brałam je wcześniej i właśnie dlatego, że nie działały znalazłam się tu gdzie jestem. Swędzi. Jestem nieprzytomna, ale nie mogę zasnąć. Proszę o coś na sen. Dostaję kolejną dawkę poprzednich leków. I jeszcze jedną… odpadam na 4 godziny.
Od 8:00 wyczekuję alergologa. W końcu kończy pracę o 15! Szanowny już w samolocie. Żabek i zoo na pewno tęsknią. Ja tęsknię. Boję się o cokolwiek zapytać, personel odstrasza wzrokiem, a ja kręcę się w kółko. Niemiłosiernie swędzi, do kawy z automatu brakuje mi 10 groszy. Trzeba było wczoraj nie kupować batonika na pocieszenie…
Godzina 11:00 przychodzi alergolog i zastaje mnie całą zalaną łzami.
Właśnie wypłynęły wszystkie skumulowane emocje. Opowiadam jej o wszystkim. Cudowna lekarka, ciepła i wyrozumiała. Wie, że po takim czasie może już mi siadać na bani. I że muszę wrócić do domu. Więc mnie wpuści! Co prawda, bez zastrzyku, ale z bardzo długą receptą. I z informacją, że przez tydzień mogę tylko jeść ziemniaki i ryż, a popijać je herbatą. Wynegocjowałam poranną kawę. Następnie będę wprowadzać inne pokarmy jakbym była niemowlakiem. Nieważne, jeśli przestanie swędzieć to się dostosuję…
Jeszcze 1,5 roku temu nie miałabym problemu, żeby zostać na mały „urlopik”.
Teraz jestem szczęśliwa, że jestem w domu. Psy powitały mnie jak szalone, z Żabkiem kokosimy się i układamy LEGO do późna. Jego późna of course. Ostatnią noc wreszcie dobrze spałam, leki zaczynają działać, bo wszystko wygląda znacznie lepiej. Boże, co za ulga…
Czego ta historia mnie nauczyła?
przewlekła pokrzywka alergiczna – zmiany utrzymują się powyżej 6. tygodni; u 20–25% chorych na pokrzywkę przewlekłą zmiany skórne są częściowo związane z ekspozycją na uczulające alergeny.Wikipedia
Poza tym, prawda jest taka, że bardzo rzadko udaje się odnaleźć winowajcę całej tej sytuacji. Zresztą wszelkie testy i poszukiwania można zacząć dopiero jak zejdzie wysypka. W moim przypadku głównym podejrzanym są moje ukochane truskawki – te wczesne, bardzo mocno pryskane. Co mnie oczywiście bardzo boli, bo truskawki uwielbiam. Na wszelki wypadek wyeliminowałam je również z diety Żabka, ale na szczęście ostatnio mówi, że „boi się truskawki”, więc nie ma żalu.
A teraz Kochani, po przeczytaniu tej strasznie długiej historii, koniecznie napiszcie mi co mogę robić przez tydzień z ziemniaków, żeby mi się już jutro nie znudziły! :)
***
Muszę Wam jeszcze powiedzieć, że marka Pharmaceris dokonała „Real Time Marketing” zapraszając mnie do wsparcia ogólnopolskiej kampanii na rzecz rodzicielstwa bliskości, w której szczególną uwagę będzie poświęcać sytuacjom życiowym, które uniemożliwiają lub ograniczają budowanie rodzicielstwa i bliskości od momentu urodzenia dziecka (np. w przypadku wcześniaczków). W ramach współpracy otrzymałam preparat EMOTOPIC:
Czyli akurat na mój aktualny problem! Aż niesamowite, że kampania rusza akurat w tym momencie! Muszę przyznać, że Emotopic cudownie uzupełnił leczenie farmakologiczne, intensywnie natłuszczając moją biedną skórę i redukując uczucie swędzenia. Więcej na temat samej akcji jutro na Facebook’u, natomiast formularz zgłoszeniowy i szczegóły znajdziecie na stronie: www.emostrefa.pl.
- 30 June 2016
- 27 komentarzy
- choroba, matka