Przemyślenia matki #8: myśli rezonansowe.
Nie mam klaustrofobii. Przynajmniej nie takiej typowej, ale faktem jest, że nie lubię pomieszczeń, które mnie przytłaczają z każdej możliwej strony. Kiedy pierwszy raz miałam robiony rezonans magnetyczny byłam przerażona. Nie tego oczekiwałam. Jak się dowiedziałam, że muszę to powtórzyć to myślałam, że się załamię…
No więc docieram na ten rezonans, jak ten zbity pies z kulawą nogą. Z kulawą dosłownie, bo parę dni temu nawaliło mi kolano (jakby wszystkiego innego było mało). A zbity dlatego, że niestety już wiem czego się spodziewać, z czym to się je – a raczej gdzie się leży. Panie wykonujące badanie, widząc przerażenie w moich oczach, wspaniałomyślnie pozwalają Szanownemu Małżonkowi trzymać mnie za… stopę.
Zatem wjeżdżam do metalowej „trumny” i myślę sobie:
– Ja pierdolę.
Tutaj muszę przerwać i wyjaśnić, że poza blogiem zdarza mi się często przeklinać. Oczywiście jak nie podsłuchują mnie małe papugi. Chyba, że prowadzę samochód i zapominam, że papuga siedzi z tyłu… (przy okazji coś na ten temat możesz poczytać >>tutaj<<). Podobno skłonność do przeklinania świadczy o inteligencji przeklinającego, a nie o prostactwie. Jakim cudem – nie wiem – ale tej wersji będę się trzymać.
Wracamy więc do „trumny„:
– Ja pierdolę. Umrę tutaj. Kurwa, jak to dudni. Gdyby z tych słuchawek poleciała muzyka, byłoby o wiele łatwiej. Kurwa. Długo jeszcze?!?!?!
W między czasie zaczynam wymyślać sposób na ewentualną ewakuację i uznaję, że byłoby znacznie łatwiej gdybym była chudsza. Obiecuję sobie dietę. A potem myślę sobie o tym, co mnie czeka w domu… Mały „Bostończyk„, znudzony ciągłym siedzeniem w domu, poirytowany jesienią, bez apetytu (a mimo to z pokładami energii, które wykorzystuje do marudzenia), jęczący, często niegrzeczny. I całkiem nowa myśl zawitała do mojej głowy…
– To może jednak spróbuję się zrelaksować, zamknę oczy i docenię te pół godziny samotności… Przecież, gdyby miało zdarzyć się coś złego, to ta sama ręka, która trzyma mnie za kostkę (dziękuję :*) wyciągnie mnie na zewnątrz…
I wiecie co? Spędziłam całkiem przyjemne pół godziny w aparaturze do rezonansu!
A wniosek z tej przygody jest taki…
Kochana Mamo, jeśli masz wyrzuty sumienia bo:
- Umawiasz siebie do dentysty, pomimo że bardzo go nie lubisz, tylko dlatego, że Twoje dziecko głośno ząbkuje…
- Pomimo strachu przed igłami i krwią, umawiasz się na kontrolną morfologię, tylko dlatego że w poczekalni możesz spędzić w spokoju nawet godzinę…
- Zgadzasz się na kolonoskopię, tylko po to, żeby chwilę poleżeć w ciszy…
- W aparaturze rezonansowej spędzasz cudowne pół godziny w samotności…
No worries. Nie jesteś sama.
Tak świetnie bawiłam się w trakcie rezonansu, że własnie umawiam wizytę u dentysty. Mam nadzieję, że mam do zrobienia tyle zębów, ile buntów mnie jeszcze czeka ze strony mojego kochanego trzylatka… :)
- 7 October 2016
- 16 komentarzy
- matka, przemyślenia