Rozdrażnienie dziecka, czyli kiedy potomek się psuje.
Och jak ja pękałam z dumy jak Żabek zaczął przesypiać całe noce! Jak grzecznie chodził spać „po dobranocce” i bez pojedynczego przebudzenia spał nawet do 8:30! Jak mi wszyscy w koło zazdrościli!
A ja chodziłam dumna jak paw, bezczelnie twierdząc, że w sumie mógłby spać do 9. Błędem było przyzwyczajenie się do takiego stanu rzeczy. Dziecko po miesiącu się popsuło.
Oczywiście zwalamy na zęby.
Zawsze zwalamy na zęby. Rozdrażnienie dziecka w tym wieku zazwyczaj powodują zęby. Jest to bardzo wygodne tłumaczenie, które daje nam nadzieję, że jak paskudy się przebiją to wszystko wróci do normy. Żabek zepsuł się parę dni temu. Mój przesypiający całą noc syn, nie dość, że potrafi budzić się w nocy co godzinę, to jeszcze wstaje coraz wcześniej. Niedługo będziemy dzień zaczynać o 6, a wierzcie mi, wcale nie jest mi to na rękę.
Na pewno to zęby. Chociaż żadnego nowego nie widać. Nawet się bardziej nie ślini niż zwykle. Ale to na pewno zęby.
Patrzę na kalendarz rozwoju dziecka, a raczej na kalendarz tych nieszczęsnych skoków rozwojowych, a tu w okolicach 29-30 tygodnia burza. Burza z piorunami. I czytam:
„okres szczególnie nasilonego rozdrażnienia wynikającego z lęku przed separacją z rodzicami”.
Akurat przejaw tego nastroju miałam wczoraj pod sklepem, do którego nie mogłam wejść. Drzwi, a w drzwiach ja. Metr przede mną upragnione pieczywo i pomidory, a metr za mną jęczący mały potworek w wózku, z łzami lejącymi się strumieniami. Tłumaczę „przecież widzisz mamę, jestem na wyciągnięcie ręki, kupię ten cholerny chleb i wracam do Ciebie mały histeryku„. Dobra, „cholerny” i „mały histeryku” powiedziałam w myślach. Za dużo świadków, którzy i tak patrzyli na mnie z wyrzutem. Chleb kupiłam, o pomidorach zapomniałam. Oczywiście nie było mowy żebym się wróciła.
Więc nie dość, że zęby, to jeszcze lęk separacyjny.
A jak zachwalałam, że wszystkożerny, że obiad wcina jakby od tygodnia nie jadł i nic nie wybrzydza! Mhmm. Teraz jak coś w obiedzie nie pasuje – np. żółtko nie podeszło, to zaraz jest odruch wymiotny, następnie paszcza się szczelnie zamyka i nie otworzy dopóki mały nochal nie wyczuje deseru. A kolacja? Przecież kocha kaszki (poza bananową)! I wcina je dalej równo. Jęcząc przy tym tak niemiłosiernie, że mam ochotę kupić zatyczki do uszu. Tłumaczę sobie, że biedaka pewnie te nieszczęsne dziąsła przy jedzeniu bolą, a on głodny to je na siłę, a że boli to stęka. Ale i tak oddycham z ulgą jak już się z tą kaszką uporamy i wreszcie czas spać.
Mówiłam już, że w nocy się budzi?
A tak, od tego zaczęłam. I jęczy i stęka cały Boży dzień. Na spacerze – źle, w kojcu – źle, siedzieć – źle, leżeć – jeszcze gorzej, zabawki – złe. Nie daj Boże spróbuj ubrać! Przewinąć! Krzyk, protest, jęk, płacz. No i piszczy. Jak coś nie pasuje to piszczy ile ma sił w płucach – a sporo ich ma. I nie ważne czy jesteśmy na spacerze między blokami, czy w ogrodzie, w sklepie, czy na przewijaku.
I co zrobić w takiej sytuacji?
Nie mam pojęcia, pewnie trzeba przeczekać. Może Wy coś poradzicie? Albo chociaż pocieszycie, że to zaraz minie, bo przecież to na pewno zęby! Za to wieczorem, jak dziecię wreszcie uda nam się położyć spać, to w miarę możliwości, polecam przeczekiwanie w wannie z lampką wina. Lub z czekoladą w łóżku. W końcu nie będzie tak do 18-stki…
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 4 July 2014
- 15 komentarzy
- dziecko, kryzys, płacz, sen, skok rozwojowy, ząbkowanie