Targi „Mother & Baby”
Byliście? My byliśmy. I to było najgorzej wydane 30 ziko od miesięcy. Jak pomyślę, co niezdrowego moglibyśmy za to zjeść tego dnia, zamiast gotować, to się wściekam jeszcze bardziej.
Zacznę od samej nazwy – nie można było nazwać „Targi Matki i Dziecka„? Chyba, że to jakaś międzynarodowa akcja, no to SORRY. Sama służbowo bywałam na targach i wiem, że taka ilość osób, która była w sobotnie popołudnie, nie świadczy dobrze o imprezie… A ilość i jakość stoisk na miejscu, nie wskazuje na to, że to były „największe targi Mother & Baby w Polsce„…
Czyli kryzys proszę Państwa, kryzys.
Było owszem, trochę „hand-made’ów” – ładne i ciekawe, ale z głównie z cyklu „za taki piniądz to prędzej sama wydziergam…„, była akademia pana Zawitkowskiego, która chyba nawet jakieś wykłady miała (ta część targów w ogóle nie zdobyła mojego zainteresowania), ale jak pana widziałam na jakieś płycie, pokazując jak zajmować się niemowlęciem (o imieniu Louis) na przykładzie dzieciaczka, który sprawiał wrażenie jakby był na haju i było mu wszystko jedno co się z nim robi. A piszę tak z zazdrości, bo jak z Żabkiem próbowałam co poniektóre „chwyty„, to było z tego więcej płaczu niż pożytku. Z fotelików (a tu akurat chciałam się dowiedzieć więcej...) były AŻ dwie firmy mi znane: MAXI COSI i RECARO. A i tak niewiele się dowiedziałam.
Były warsztaty chustowe.
Nie chcę nikogo urazić, ale miałam wrażenie, że te stoiska były reprezentowane przez hipisów… (magia pierwszego wrażenia). Sama nic przeciwko chustom nie mam, na pewno są korzystne dla rozwoju dziecka, ale to po prostu nie dla nas.
Największe kolejki były do stoiska, w którym za zarejestrowanie się można dostać miseczkę (błagam….) i do konsultacji położniczo-lekarsko-porodowych. Brakowało tylko fotela ginekologicznego.
Było dużo kosmetyków.
I nawiązując do jednego ze stoisk kosmetycznych, napiszę dlaczego panowie nie powinni pracować na tego typu stoiskach, na tego typu targach.
Otóż podchodzę do stoiska firmy mi nie znanej, ale jak widzę na półce kosmetyki, to od razu przykuwają moją uwagę. Momentalnie doskakuje do mnie elegancki pan pytając czy może w czymś pomóc. Przebąkuję coś, że się rozglądam żeby zobaczyć jakiego typu kosmetyki reklamują. Na co pan, z pełną powagą: „Widzę, że mama wkrótce spodziewa się dziecka….”. Nosz kuźwa! Czy pana nikt nie nauczył, że z taką dedukcją trzeba bardzo, ale to bardzo ostrożnie?! Zatkało mnie, więc nawet nie odszczekałam co o panu i jego kosmetykach myślę. Oczy mi się zaszkliły, poklepałam się po brzuszku, wzięłam próbkę wkładek laktacyjnych i kremu na brodawki (pfffffff…..) i pobiegłam na skargę do Szanownego Małżonka. Na wizyty w kolejnych stoiskach wciągnęłam brzuszek i zapięłam płaszczyk. No szczyt wszystkiego! Zwłaszcza, że zrzuciłam wszystkie ciążowe kilogramy… Gnojek. No, ale co zrobić? Ćwiczyć. Biegać. Przejść na dietę. Nie jeść po 18:00. Hahaha.
Jak na złość, na parkingu dorwały mnie panie z fitnessu. Takiego z dziećmi co się uprawia… Już pędzę!
Chodzicie na tego typu eventy? Jakie firmy byście chcieli zobaczyć? Ja miałam nadzieję na Pampersa, Avent, TommeeTippee, Bebilon – ale tego typu „wielkie” marki chyba nie muszą się bawić w tego typu „małe” akcje.
- 30 March 2014
- 6 komentarzy
- dziecko, gadżety, matka, zakupy