Tata w delegacji. Matka w wannie.
Szanowny Małżonek od poniedziałku w delegacji. Jak pewnie zauważyliście zdarza mu się być w delegacji dość regularnie. I jak w zegarku owe delegacje wypadają akurat w czasie ząbkowania. Ale jeszcze nie zebrałam wystarczających dowodów na celowość tego działania, więc wstrzymuję się z awanturą.
CZASOUMILACZ
Delegacje Szanownego będą się wciąż powtarzać, nawet jak już nam wyjdą cholerne piątki (co nie skończy zapewne naszych kłopotów). W związku z tym postanowiłam ten czas, jakże dla mnie ciężki i wyczerpujący, umilić do granic możliwości. Tym sposobem kolejne wyjazdy Szanownego stają się wyczekiwane, a nie przeklinane. Chociaż pewnie inaczej bym sprawę rozpatrywała jakby chodziło nie o parę dni w miesiącu, a o parę miesięcy w roku…
PO-ŻYWIENIE
Więc zacznę od tego co sprawia mi największą chyba przyjemność, ale ma opłakane skutki. Z każdą delegacją tyję! Powód bardzo błahy i oczywisty – korzystając z nieobecności Małżonka, Matka żre (dosłownie niestety) fast-food. Dlaczego? I tutaj powód jest niezwykle również błahy: po pierwsze – bo, niestety, lubię, a po drugie – bo, niestety, to wygodne i nie muszę marnować czasu, w moim i tak napiętym grafiku, na gotowanie. Oczywiście fast-food nie dotyczy Żabka. Odbywa się on, gdy Żabek nie widzi. Za to jemu wyrodna matka serwuje slow-food w postaci gotowanych warzyw. Tak, wiem, wiem, sama też bym mogła te warzywa wcinać – ale to już nie byłaby taka frajda.
PLAN DNIA
Grafik ustalam sobie tak, aby w ciągu dnia spotykały mnie same przyjemności. Jeżdżę na kawę do koleżanek z poprzedniej pracy, na spacery z innymi matkami, na ploty do rodzinki – a dzięki naszym „wyprawom” pod koniec dnia, po emocjonującym dniu, Żabek pięknie idzie spać.
A jeśli jestem świeżo po wypłacie, to Żabek trafia do Babci, a Matka do sklepu. Wydawanie pieniędzy pod nieobecność Małżonka jest niezwykle ekscytującą formą spędzania czasu wolnego.
EVENING STORY
Wieczorami, jak już Żabek smacznie śpi, Matka chwyta za lampkę wina, ładuje się pod koc, obkłada psem i kotem, otwiera paczkę chipsów i ogląda ulubione seriale. Albo gorzej – wczoraj oglądałam bajkę „Skubani”, której głównymi bohaterami były gadające indyki…
Czasami wdrażam szalony plan i robię sobie SPA – wiecie, wanna pełna wody, gumowa kaczuszka i świecąca ośmiornica imieniem „Pedro”, sole do kąpieli, stos gazetek, lampka wina, muzyczka w tle i… modlitwy, aby elektroniczna niania milczała. Już nie raz, cała w pianie, musiałam opuszczać pełną wannę i mocząc całą podłogę biegłam na ratunek Żabkowi, którego dziąsła wymagały posmarowania żelem… Cóż. Ryzyko zawodowe.
ZWIERZYNIEC
Nauczyłam się, że jak w okolicach północy, kiedy jeszcze nie śpię, wypuszczę sunię do ogrodu,a potem pozwolę jej spać ze mną w łóżku, (chociaż w przypadku whippeta, to raczej nie ma nic wspólnego z pozwalaniem, mój whippet uważa, że jak nie ma Małżonka, to jej przypada Małżonkowe miejsce w łóżku, a ja mogę stanąć na uszach i nic tego nie zmieni, bo nawet jak nie pozwolę, to i tak „jakimś cudem” budzę się z whippecim pyskiem na plecach), to rano uniknę spaceru i sunia wstanie razem z nami. Natomiast jeśli chcę uniknąć porannego, przeciągłego miauczenia w okolicy drzwi ogrodowych to podczas ostatniego wieczornego kociego spaceru muszę opuścić rolety, zanim koci potwór powróci. Inaczej poranne miauczenie przed godziną zero gwarantowane.
PODSUMOWUJĄC
Dzięki tym zabiegom, czas oczekiwania na Szanownego Małżonka, podczas którego w samotności muszę ogarniać nasze domowe zoo, nie dość, że szybko zlatuje to jeszcze sprawia mi dużo przyjemności…
Nasze wcześniejsze przejścia podczas delegacji: „Tata w delegacji. Jak w tym czasie nie zwariować.„
- 11 February 2015
- 3 komentarze
- matka, ojciec, podróż, rodzina