Tokofobia, czyli strach przed porodem.
Tokofobia często kojarzy się jednoznacznie – cesarka na życzenie, spowodowana panicznym lękiem przed porodem naturalnym. Mówi się, że psychiatrzy zbyt łatwo wystawiają takie zaświadczenia i stąd taki wysoki odsetek cięć cesarskich bez wiarygodnych wskazań medycznych. Ale ja to rozumiem, też bardzo się boję…
I powiem Wam, że po pierwszym porodzie, bardzo długo mówiłam, że absolutnie nie ma takiej opcji, żeby jeszcze jakiekolwiek dziecko wyszło TAMTĘDY. Byłam pewna, że po moich przejściach nie będę miała problemu z otrzymaniem stosownego zaświadczenia wskazującego na tokofobię. A wtedy ciach-ciach i problem porodu z głowy. I pewnie właśnie tak by to się skończyło, gdyby nie fakt, że…
…zaczęłam bać się cesarki.
I nagle zostałam bez rozwiązania. To znaczy, ze zbliżającym się wielkimi krokami rozwiązaniem i moim strachem, którego nie mogę w żaden sposób „ukoić”, bo żadne rozwiązanie mnie nie uspokaja. Przed pierwszym porodem to ja byłam kozak – „poboli, poboli i przestanie, w końcu jak bardzo może boleć?!”. Może to właśnie była kara za zbytnią pewność siebie, bo się okazało, że jednak mam bardzo niski próg bólu i przestałam kozaczyć już przy pierwszych skurczach.
Czym jest TOKOFOBIA?
Tokofobia to nie tylko zdiagnozowany lęk przed porodem. To również lęk przed powikłaniami poporodowymi jak i strach przed śmiercią podczas porodu. Różne źródła zazwyczaj podają, że skrajny lęk przed porodem może odczuwać nawet 10% matek – ale ile naprawdę, to nikt nie wie. Jest wielu lekarzy psychiatrów, którzy zamiast rozwiązać problem lub sprawdzić czy faktycznie on istnieje, wypisują potrzebny papier. Tokofobia może być pierwotna – dotyczyć pierwszego porodu, lub wtórna – objawia się traumą przy kolejnych.
Poród naturalny czy cesarskie cięcie?
Już porównywałam obie „przyjemności” >>TUTAJ<< i zdania nie zmieniłam. Każdy jeden poród to inna historia i nie mnie oceniać, czy został zakończony słusznie. Osobiście jestem bardzo PRO porodom naturalnym – dopóki mnie nie dotyczą… :) Uważam, że generalnie jest to zdrowsze rozwiązanie zarówno dla mamy jak i dla dziecka. Jednak nie ponad wszelką cenę – cesarka często ratuje życie, nie zastanawiałabym się ani sekundy, gdyby lekarze musieli ją nagle wykonać, z tego właśnie względu. Ale rozumiem również czym jest paniczny lęk, rozumiem, że może dotyczyć on tego jak przebiega poród i bólu jaki się z nim wiąże. Zdecydować się na tak zwaną „cesarkę na życzenie” z powodu strachu, wcale nie jest łatwe i trochę mi przypomina wybór między dżumą, a cholerą i mam nadzieję, że rozumiecie co mam na myśli. Przecież przyszła mama jest świadoma, że po cesarce też nie będzie kolorowo. Połóg jest często beznadziejny niezależnie od tego jak zakończył się poród.
Miałaś cesarkę – nie rodziłaś!
Uważnie śledzę hejt matek w Internecie i nadziałam się już na pojęcie „wyobyciny” zamiast urodzin, bo dziecko zostało wydobyte, a nie urodzone. Mam szczerą nadzieję, że żadna „cesarska matka” nie wzięła sobie tego do serca, bo to jedna z większych bzdur jakie czytałam. Ale wszyscy wiemy, że matka matce wilkiem, więc nikogo nie powinno dziwić, że takie rzeczy w Internecie się dzieją. Swoją drogą sam pomysł na taką „gównoburzę” trochę mnie bawi. Przesadne robienie z matek wygodnickich egoistek do niczego nie prowadzi. Skrzywdzi jedynie te, dla których jest to naprawdę jedyne dopuszczalne rozwiązanie! Psychika ludzka jest bardzo skomplikowana i nie udawajmy, że nagle wszyscy jesteśmy specjalistami w tej dziedzinie. „Bo jakby się spięła, to by dała radę!” – a potem taka matka się spina, chociaż wie, że to ponad jej siły, a poród kończy depresja poporodową, która może wyrządzić więcej krzywdy niż to cięcie cesarskie. A, że wśród grona matek z prawdziwą tokofobią znajdą się też takie z naciąganą, bo faktycznie „im się nie chce” – to nie nasza sprawa, tylko lekarza, który widocznie nie przyłożył się do wyedukowania przyszłej mamy.
Zostaje pozostawić mi sprawę naturze.
I chyba jest to jedyne rozwiązanie – czyli co ma być, to będzie! Mój strach jest ukierunkowany w stronę samego porodu, niezależnie od jego „formy”, dlatego pozostaje mi się modlić, żeby po prostu był szybki i pocieszać się, że to ostatecznie jedna doba męczarni. I skupić się na tym, co będzie PO.
Jeśli macie ochotę na trochę wiedzy medycznej w tym temacie, to kieruję Was na bloga mamy ginekolog – >>TUTAJ<<. Myślę, że przed podjęciem ostatecznej decyzji – jeśli rzecz jasna macie taką możliwość – warto się zapoznać z jak największą ilością sprawdzonych faktów, żeby później się po prostu nie zdziwić, że tokofobia wcale nie taka fajna, a cesarka nie taka wygodna…
Nie oceniajmy zbyt pochopnie pojęcia „TOKOFOBIA”, nie wrzucajmy matek z „cesarek na życzenie” do jednego worka wygodnictwa i łatwizny. Skupmy się raczej na sobie i swoich dzieciach, nie straszmy krwawymi historiami z porodówki i pamiętajmy, że każdy poród przebiega inaczej, a najważniejszy jest ten mały człowiek na końcu tej drogi.
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 11 October 2017
- 113 komentarzy
- ciąża, matka, zdrowie