Wypalona Matka Polka.
Nie wiem co mam Wam dzisiaj napisać. Naprawdę. Mam w głowie taką pustkę, jaką miałam zaraz po porodzie po hormonalnym boom’ie. Energii mam w sobie tyle co leniwiec. Jak śpi. Czuję się wypalona, jak świeczka po kolędzie.
Jak patrzę przez okno to albo śnieg, albo deszcz. Albo kupa i błoto, albo mróz. Wiem, że albo wyjdę na spacer i będzie mi zimno i źle. Albo zaryzykuję szaleństwo w ciepłym domu.
Jak patrzę w kalendarz to przypominam sobie, że wielkimi krokami zbliżają się święta. Które znacznie odbiegają od reklam. Bo to wcale nie jest magiczny czas miłości i radości, tylko czas największych frustracji i kłótni. Który w dodatku kuźwa strasznie dużo kosztuje.
Jak patrzę na syna mojego pierworodnego… to on krzyczy. Więc wolę nie patrzeć. Ale jak nie patrzę, to robi coś, co przyprawia mnie o stan przedzawałowy.
Jak patrzę do lodówki to mi smutno. Bo nie ma wina. Ani lodów. Ostatniego kinderka mojego syna zjadłam wczoraj. A nic mnie nie zmusi, żebym w tę pogodę polazła do sklepu.
Jak patrzę na moje psy, to im zazdroszczę. Bo leżą pod kocem i jedyne co robią to pierdzą… A potem zeżrą i dalej pierdzą w koc.
Jak patrzę na kota, to szlag mnie trafia, bo on ewidentnie ma wszystko w dupie. I w dodatku cały dzień śpi przy grzejniku, a wstaje tylko na sranie i jedzenie. Którego w dodatku nie musi sobie gotować.
Jak zamknę oczy, to słyszę „NIE, NIE, NIE!„. Jak je otworzę to dodatkowo widzę niezadowoloną minkę i ciągnącą mnie małą, silną rączkę.
Jak patrzę w stronę kuchni to wiecznie widzę brudne naczynia. Mogłabym w kółko ładować zmywarkę, ale one pojawiają się wciąż na nowo i to nie wiadomo skąd.
Jak patrzę na swój regał, to myślę sobie – tyle książek, a tak mało czasu…
Jak patrzę na regał Żabka, to się modlę, żebym nie musiała po raz setny dzisiaj, przerabiać książeczki o traktorze. I zastanawiam się nad książeczkowym ogniskiem.
Jak patrzę w Internety to się łapię za głowę.
A jak patrzę w lustro, to płakać mi się chce. Mój fryzjer też by płakał.
Więc właśnie w takim stanie jestem moi drodzy, z jesienną chandrą i niestabilnymi hormonami. Z marzeniem o kakao pod kocem, z książką w łapce, w samotności. Z marzeniem o większej energii. Może tygrysa, zamiast leniwca. Albo delfina. Lub chociaż chomika. Wszystko jest lepsze od leniwca…
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 27 November 2015
- 40 komentarzy
- kryzys, matka