Życie towarzyskie vs dziecko.
Pamiętam sylwestra 2013/2014. Żabek miał skończone 2 tygodnie. Poszliśmy spać o 20. Obudziły mnie fajerwerki, ale nawet nie podeszłam do okna, żeby je obejrzeć. Moi przyjaciele w tym czasie świetnie się bawili, zapewne całkiem nietrzeźwi i beztroscy. Pomyślałam sobie wtedy, że tej nocy pogrzebałam swoje życie towarzyskie…
Nic bardziej mylnego.
Żabek miał 2 tygodnie, a ja depresję poporodową – nic dziwnego, że tamta noc właśnie tak wyglądała. Nie wyobrażam sobie – nawet bez depresji – żeby w połogu pójść na imprezę. To jest wyjątkowo trudny czas, w którym życie towarzyskie zdecydowanie może nie istnieć. Ale nie oznacza to, że nie można go po jakimś czasie reanimować! Chociaż natura jest sprytna i z wiekiem odbiera nam siły na całonocne imprezowanie. Kiedyś nie wyobrażałam sobie weekendu spędzonego w domu! Teraz pójście spać o 21 w sobotni wieczór nie jest niczym nadzwyczajnym. Nie smuci mnie, że najwięcej czasu spędzam, w towarzystwie prawie 4-latka. Ani to, że już dawno nie jadłam kebaba, na mieście, nad ranem. Ale kiedy czuję, że już za dużo tych domowych pieleszy, że dawno nie rozmawiałam z osobami dorosłymi, to po prostu idę na spotkanie towarzyskie. Bez wyrzutów sumienia, często ratując się hektolitrami kawy, żeby wytrzymać chociażby do północy. Zapraszana na różne wydarzenia nie migam się od razu dzieckiem, tylko rozpoczynam szukanie opieki. I być może już nie przetańczę całej nocy, nie wypiję hektolitrów wina i nie wyląduję na plaży o wschodzie słońca (nie wiadomo jak) – ale staram się nie zaniedbywać moich przyjaciół i dla nich również znaleźć czas.
Dziecko zmienia wszystko.
Kłamałabym, jakbym powiedziała, że moje życie towarzyskie odżyło całkiem niezmienione. Ale wiedziałam, że jeśli pozwolę mu zginąć, to zginie również cząstka mnie. Jestem zwierzęciem stadnym, nie zadowala mnie każdy weekend w ciepłych kapciach, z domownikami pod kocem. Lubię spotkać się ze znajomymi, razem poplotkować używając niecenzuralnych słów, a czasami wypić jedną lampkę wina za dużo. Lubię wspólne grillowanie, tańce i pokera. I pomimo, że od dawna nie jestem co weekend na imprezie, coraz rzadziej zdarza się „jedna lampka za dużo”, a podczas grillowania w piaskownicy obok odbywa się alternatywne kinderparty – to nie czuję jakbym coś straciła. Utrzymuję życie towarzyskie na takim poziomie, jaki w tej chwili jest realny – ale nie pozwalam mu umrzeć.
Perspektywa samotności.
Niestety, ale prawda jest taka, że relacje, o które nie dbamy zazwyczaj umierają. Nasi przyjaciele mogą nie czekać na spotkanie z nami, aż nasze dzieci wyprowadzą się na studia. I nie ma się co dziwić, ani winić. Dziecko to nie kula u nogi – chociaż czasami bardzo ją przypomina. Wiadomo, że przez jakiś czas takie spotkania towarzyskie są utrudnione – bo albo nie ma z kim zostawić dziecka, albo nam się pochoruje, albo musi towarzyszyć i ciągle przeszkadza. Nikt nie mówił, że będzie łatwo! Żabek różnie się zachowuje jak przyjmuję gości, czasem zajmuje się sobą, a czasem cała uwaga musi być skupiona na nim. Nie ma skrupułów, żeby zapytać, kiedy goście już sobie pójdą. Jak wychodzimy to również potrafi urządzić mi różne sceny. Ale z czasem jest coraz łatwiej… A gdy przychodzi czas spania, to nie ma problemu z tym, że dorosłe towarzystwo bawi się dalej.
Rezygnacja z wyboru.
Nie krytykuję osób, które odrzucają całkowicie życie towarzyskie na rzecz zamkniętego świata, ograniczonego do dzieci i partnera – o ile jest im z tym dobrze, są szczęśliwe. To Wasze życie, Wasze wybory! Wierzę, że można się spełniać w taki sposób, bo ludzie są naprawdę różni.
Jeśli jednak brakuje Wam towarzystwa, imprezy, a mimo to siedzicie „w zamknięciu”, to najwyższy czas to zmienić! Bo irytacja spowodowana takim stanem rzeczy, może się odbić na hermetycznym życiu rodzinnym.
To naprawdę nie jest takie trudne, wystarczy…
- Raz na jakiś czas „zatrudnić” dziadków, ciocie, wujków, chrzestnych – ostatecznie nawet wynająć opiekunkę i wyskoczyć ze znajomymi na jakieś piwo na mieście.
- Niech czasami jeden rodzic zostanie na warcie, a drugi idzie w świat. Nie jesteśmy przecież papużki-nierozłączki… :)
- Nie ma komu zostawić dzieci? Czas zaprosić gości do siebie – dzieci można położyć spać, albo pozwolić im oglądać bajki do białego rana – od czasu do czasu im nie zaszkodzi ;)
- Znajomi mają dzieci? Czas na kinderparty! Kto powiedział, że impreza nie może zacząć się w południe, a skończyć przed dobranocką?
Wydaje mi się, że dla chcącego nic trudnego. Dzieci nie muszą być przeszkodą w prowadzeniu aktywnego towarzysko życia, jeśli tylko chcemy. Warto pielęgnować nasze przyjaźnie i znajomości, niezależnie od sytuacji. Nasze dzieci kiedyś nas opuszczą, byłoby dla mnie przykre, jakbym nie miała wtedy już nikogo, z kim mogłabym się umówić na wino…
Please check your feed, the data was entered incorrectly.
- 17 August 2017
- 19 komentarzy
- matka